Lot był nielegalny. Oficjalnie zarejestrowano go jako kurs towarowy na Nową Syberię. Oficjalnie F.S.H.
"Fenix" wiózł dwieście tysięcy ton części maszynowych oraz sto tysięcy ton materiału rolniczego: materiał
genetyczny zwierząt gospodarskich, zamrożone embriony, ziarna, sadzonki, zapłodnioną ikrę łososi i
tuńczyków. To akurat było prawdą. Natomiast zaplombowane przez celników Federacji kontenery z techniczną
drobnicą, w rzeczywistości zawierały zupełnie inny ładunek: sześćset anabiotycznych sarkofagów, w których
znajdowało się sześciuset wyrzutków uważających się za kolonistów.
W normalnych warunkach żaden z nich nie zostałby oficjalnym wysłannikiem Federacji na Pogranicze.
Prawdziwi koloniści byli bogobojnymi, uczciwymi obywatelami, którzy swoje prawo do przesiedlenia
otrzymywali za wyjątkowe zasługi, wyjątkowe zdolności lub wyjątkowe łapówki. Prawdziwi koloniści mieli
wysoki status społeczny i liczne rodziny. Ci nielegalni, ułożeni w kontenerach "Fenixa" niczym skrzynie
mrożonek byli nieprzystosowani i samotni. Wszyscy byli młodzi i zdesperowani. Na planetach Federacji
oczekiwały ich slumsy, rachunki i bieda. Byle jaka praca od szóstej do szóstej, a potem tania wódka, piwo,
holowizja i plastry podłych, syntetycznych narkotyków. Nawet ich bunt był przewidywalny: drobne kradzieże,
młodzieżowe gangi, a potem śmierć w ulicznej strzelaninie, albo aresztowanie i księżycowe karne habitaty.
Praca w kopalni, a potem dehermetyzacja w śluzie. Jedyne na co mogli liczyć, to że ktoś zużyje ich na
przeszczepy i chociaż pojedyncze części ich ciała zaznają lepszego życia.
Załoga "Fenixa" wcale nie była w wiele lepszej sytuacji. Stary, rozsypujący się frachtowiec, kupiony
okazyjnie z demobilu był dla niej jedynym źródłem utrzymania. Zarobki z przewozu legalnego towaru, oraz
drobnego przemytu, z trudem wystarczały na utrzymanie statku i nie pozwalały na nadzieję poprawy bytu
astronautów.
Pewnego dnia, podczas ucieczki przed raiderem Federacyjnej Służby Celnej, statek zapędził się w okolice
słońca określonego na mapach jako HIT-1. Korzystając z przerwy w przemytniczym rejsie załoga oddała się
badaniom i ku swojemu zdumieniu odkryła, że druga planeta układu, opisana w locji jako HITalia, z symbolem
00, co oznaczało "nie nadająca się do kolonizacji ani terraformingu" w rzeczywistości jest globem typu
ziemskiego, z atmosferą zawierającą odpowiednią ilość tlenu, wodą i odpowiednim przedziałem temperatur.
Załoga spędziła na HITalii trzy miesiące, czekając, aż patrolowiec znudzi się przeszukiwaniem systemu i
pozostawi ich w spokoju.
Pół roku później, w wielu spelunkach gigantycznych miast Federacji, agenci "Fenixa" wyszukiwali młode
kobiety i mężczyzn, dostatecznie zdesperowanych, by przystać na szalony plan nielegalnej kolonizacji i
dostatecznie obrotnych, by umieć zdobyć pieniądze na jego realizację.
Dokonano wielu zuchwałych napadów, sprzedano dorobek wielu młodych żywotów i wiele młodych
narządów wewnętrznych, kilkakrotnie sprzeniewierzono też pieniądze i czarne oprogramowanie należące do kogoś
innego.
Przyszli koloniści znaleźli się poza nawiasem społeczeństwa, ale też na wielu mafijnych czarnych listach.
Bilet na HITalię był dla nich wszystkich biletem w jedną stronę. Niemniej, rozpoczęto przygotowania: zakupiono
w wielkiej konspiracji zwierzęcy materiał genetyczny, liofilizowaną żywność, broń i amunicję, maszyny rolnicze,
sprzęt przetrwania, materiały budowlane, środki łączności, lekarstwa i pojazdy. Kupiono wszystko, co mogłoby
być potrzebne do rozpoczęcia nowego życia na nowej ziemi.
Z magazynów Oddziałów Desantowych Federacji zniknęło sześćset polowych zestawów anabiotycznych wraz z
sarkofagami i systemami podtrzymywania życia. (Zdaniem niezależnej prasy, anabiozery po prostu wywieziono
wojskowymi transporterami przez dziurę w energetycznym ogrodzeniu bazy. Odpowiednie władze wszczęły
intensywne śledztwo.)
We wrześniu 2395, transportowiec drobnicowy "Fenix" należący do kompanii handlowej "Fenix" (w której
posiadaniu znajdował się jeden statek), wystartował z doku portu orbitalnego nad stołeczną planetą Federacji i
wziął kurs Na Nową Syberię z ładunkiem maszyn, których nikt tam nie oczekiwał.
...W okolicy pasa asteroidów, zarówno "Fenix" jak kontrolujący jego lot Pilot Federacji, znalazły się w zasięgu
niespodziewanej burzy energetycznej i straciły kontakt radiowy. Pilot przeczekał burzę, po czym powrócił, ale nie
odnalazł żadnych śladów frachtowca. Wysłał meldunek do najbliższej stacji Służby Ratowniczej, która przystąpiła
do rutynowego przeszukania sektora. Po kilku tygodniach udało się namierzyć jedynie jedną z kapsuł ratunkowych
"Feniksa". Na jej pokładzie znajdowało się dwóch mężczyzn, rasy białej, niestety martwych z powodu anoksji. Kapsuła
nie zawierała dostatecznych zapasów tlenu. Mężczyźni nie figurowali na liście załogi, a pasażerów "Fenix" nie
rejestrował. Kwestia zaginięcia statku była raczej prosta. Zdaniem celników z Pilota - 7, frachtowiec otrzymał pozytywną
licencję techniczną jedynie dzięki grubej sumie w gotówce wsuniętej w dłoń inspektora nadzoru technicznego portu,
co podczas burzy energetycznej skończyło się fatalnie. Kapitanat portu z oburzeniem odrzucił taką supozycję.
Co do dwóch mężczyzn w kapsule, w sprawę wmieszała się niespodziewanie Służba Bezpieczeństwa Federacji, która
stwierdziła że tożsamość tajemniczych pasażerów "Fenixa" jest jej wewnętrzną sprawą, po czym nakazała przerwanie
śledztwa.
Tymczasem, w odległym systemie gwiezdnym, na uboczu galaktyki, stary frachtowiec opuścił tunel nadprzestrzenny i
po kilku dniach bezwładnego dryfu odzyskał sterowność. Uruchomiono silniki manewrowe i przygotowano statek do
zajęcia orbity stacjonarnej wokół Hitalii. Zamierzano rozładować fracht w dokach towarowych statku i sprowadzić
go na powierzchnię globu za pomocą dwóch starych wahadłowców transportowych. Koloniści mieli być przewiezieni w
kontenerach pozostając w stanie anabiozy i zostać reanimowani na powierzchni planety. Przygotowano też, jak zwykle
w takich przypadkach, osiem kapsuł towarowych zawierających rezerwę sprzętu, żywności i lekarstw, które mogłyby
zostać zrzucone na powierzchnię planety, gdyby coś poszło źle. Reszta zaopatrzenia pozostała w kontenerach
przeznaczonych do transportu wahadłowcami.
Kiedy statek znalazł się na orbicie, w drugiej godzinie przygotowań nastąpiła eksplozja systemu chłodzenia
prawoburtowego silnika manewrowego. Kapitan nakazał natychmiastową kontrę ze wszystkich silników lewej burty
oraz odcięcie dopływu energii do uszkodzonego pędnika. Niestety nagły skok termiczny przerwał połączenie z
prawą sekcją napędową. Temperatura nadal rosła, a silnik działał w sposób niekontrolowany. Przeciwdziałające
mu pozostałe systemy manewrowe mogły utrzymać statek na orbicie, ale pojawiło się niebezpieczeństwo eksplozji
tokamaka uszkodzonej sekcji. Rezerwowe systemy chłodzenia odmówiły posłuszeństwa. Niekontrolowana reakcja
termojądrowa w tokamaku musiałaby natychmiast rozpylić "Fenixa" wraz z ładunkiem na atomy. W tej sytuacji
szyper zdecydował się na odstrzelenie fatalnego pędnika, następnie, odwrócenie statku rufą w stronę powierzchni
globu i użycie silników marszowych do powrotu na orbitę stacjonarną.
Eksplozja alarmowych rygli wyrzuciła płonący pędnik z szybkością ośmiu machów i pchnęła frachtowiec lewą burtą
w stronę powierzchni Hitalii. Uruchomiono silniki marszowe i rozpoczęto hamowanie. W wyniku tarcia o górne
warstwy atmosfery eksplodowały rezerwowe grodzie doku cztery, który był tuż przed awarią przygotowany do uwolnienia
wahadłowca, w związku z czym otwarto już zewnętrzną pokrywę luku. Wewnętrzna, alarmowa gródź nie była wyposażona w
osłony ablacyjne i nie wytrzymała temperatury tarcia o atmosferę. Dehermetyzacja doku, a następnie ładowni czwartej
i piątej spowodowały dalszą utratę stateczności i odebrały wszelką nadzieję na odzyskanie wysokości.W
zdehermetyzowanych ładowniach znajdowała się tylko część kontenerów ze sprzętem. Ludzi zamierzano ze względów
bezpieczeństwa rozładować na końcu.
Statek klasy "Fenixa" może z trudem wylądować na powierzchni planety, ale bez specjalnego modułu wynoszącego nie
może z niej wystartować. Nawet w takim wypadku byłoby to absolutnie nieekonomiczne. Dlatego załoga nigdy nie miała
zamiaru opuszczać orbity, tylko posłużyć się wahadłowcami, jak czyniła zawsze, prowadząc interesy z planetami nie
posiadającymi czynnych portów orbitalnych, lub gdy chciała ich uniknąć. Tym razem jednak sytuacja stała się
krytyczna. Ponieważ jednak w ładowniach znajdowali ludzie (oraz dlatego, że po skorzystaniu z kapsuł szalupowych
załoga zostałaby uwięziona na HITalii), kapitan zdecydował się zaryzykować awaryjne lądowanie.
Zasunięto pokrywę luku czwartego doku i rozłożono stabilizatory atmosferyczne. Rozpoczęto procedurę
uruchamiania planetarnych pędników grawitacyjnych i próbowano wytracić prędkość za pomocą silników manewrowych.
Niestety utrata stateczności była zbyt duża i odpowiednią pozycję do użycia napędu grawitacyjnego "Fenix" uzyskał
dopiero trzydzieści kilometrów nad powierzchnią planety. na domiar złego, utrzymywał się stały boczny dryf,
powodując dodatkowe zachwiania kursu. (W rzeczywistości pokrywa luku nie zasunęła się całkowicie, zablokowana
przez rozgięte fragmenty wewnętrznej osłony.)
Po częściowym odzyskaniu, nadludzkim wysiłkiem, stateczności, udało się wyhamować statek na tyle, że pojawiła się
nadzieja na lądowanie. Kapitan zamierzał dociągnąć frachtowiec do oceanu i uderzyć w wodę. Następnie miał zamiar
użyć napędu grawitacyjnego do wynurzenia statku. Gdyby to zawiodło, można było napełnić gazem awaryjne pływaki i
podnieść statek. Gdyby i ten sposób nie poskutkował, można było ewakuować kolonistów podczepiając pływaki do
kontenerów, a załogę w kapsułach lub skafandrach próżniowych.
Kiedy do oceanu pozostało niecałe dwieście kilometrów, frachtowiec znajdował się już na małej wysokości, ale
leciał płasko i prawie stabilnie. Kapitan zdecydował się odpalić kapsuły z rezerwowym sprzętem.
Niecałe pięćdziesiąt kilometrów od wybrzeża komputer sztucznej stabilności uznał wysokość lotu za krytyczną i
odstrzelił automatycznie moduł mostka wraz z załogą. "Fenix" był statkiem towarowym i podczas lotu wszystkie żywe
istoty na pokładzie, nie wyłączając kotów, znajdowały się na mostku. Komputer nie przewidział, że w kontenerach
ładowni mogą znajdować się pasażerowie, a ewentualny ładunek uznał za niższy priorytet niż życie załogi, no i
odpalił mostek. Mostek uwolniony od reszty statku, unoszony własnymi silnikami uderzył w powierzchnię oceanu sto
kilometrów dalej i wbił się w płytki w tym miejscu szelf, na głębokości trzydziestu czterech metrów.
Sam "Fenix" opadł jeszcze niżej, włączając automatyczne pędniki na pełną moc. Statek pozostawił za sobą koleinę
szerokości pięciuset metrów i głębokości ośmiu metrów, a wreszcie uderzył w południowo-wschodni kraniec północnego
kontynentu, dw kilometry od wysokiego, klifowego wybrzeża. Wrak wbił się w ścianę utworzonego przez siebie krateru
na głębokość stu metrów. Uderzenie zapaliło roślinność na dwa kilometry od epicentrum, a położyło drzewa ( czy też to,
co na Hitalii uchodzi za drzewa) w promieniu czterech kilometrów.
Konstrukcja statku wytrzymała, nie nastąpiła żadna wewnętrzna eksplozja. Wojskowe sarkofagi desantu są przystosowane
do takiego traktowania, istnieje też 80% szansa, że ocalał indywidualny komputer kapsuły, który automatycznie
wysunie ją z kontenera i otworzy. Z wysoko umieszczonej kapsuły można zejść po innych sarkofagach, które mają na
bokach stopnie. Bezpośrednio po reanimacji może wystąpić osłabienie, nudności, albo wymioty. Można odczuwać też
migrenowy ból głowy, który przeminie sam po pół godzinie.
Plik utworzony: 15-10-1996 Ostatnia modyfikacja: 04-01-2001 Copyright (c) Łukasz Grochal Wojciech Gołąbowski 1996 - 2001 |