KARTA - NATCHNIONY

DANE:
Imię - brak danych
Wiek - brak danych
Wzrost - brak danych
WYCIĄG SIECIOWY: Jedyny pozostający na wolności współorganizator buntu górników na Cyklopie. Ścigany. Oskarżony o wysadzenie kopalni w powietrze i wielokrotne zabójstwo. Prawdopodobnie członek sekty zwalczającej wytwory cywilizacji.

ZAPIS: Słyszę cię, Kaktus. I innych także. Bóg ocalił nas abyśmy żyli tu w harmonii z naturą. Kazał mi przyłączyć się do was. Kazał mi też pokonać obrzydzenie i zabrać z wraku ten nóż, który trzymam w ręku. Idę do was. Jestem doczesną skorupą Boga, który żyje w moim umyśle. Powiadam wam, Pan nie opuści nas, jeżeli tylko nie zaczniemy budować tu miast ani kolonii. Wolno nam posiadać jedynie niewielkie przedmioty, niezbędne do przeżycia. Uczynimy z tego świata Królestwo Boskie! Odejdźcie jak najdalej od tego piekielnego, niebezpiecznego wytworu złej technologii. Pokładajcie w Panu nadzieję!

KARTA - TRAK

DANE:
Imię - Niki L.
Wiek - 21 lat
Wzrost - 170 cm
Pochodzenie: (zapis wymazany) rasa biała, domieszka żółtej w trzecim pokoleniu.
WYCIĄG SIECIOWY: W wieku 14 lat egzamin wstępny z wyróżnieniem na uniwersytet (zapis wymazany). Specjalność: lingwistyka stosowana, ukończony w (zapis wymazany). Złoty dyplom, propozycja asystentury odrzucona, studia eksternistyczne w zakresie medycyny. Obecne zajęcie - studia zaoczne - ksenologia, praca w Ziem (zapis wymazany) Centrum (zapis wymazany). Zainteresowania: wspinaczka, jazda konna, kuchnie Dalekiego Wschodu, tai chi, reiki. Nie karana, liczne mandaty za przekroczenie szybkości.

ZAPIS: Uff, jakieś światło daje po oczach aż miło. Ostre żółte i czerwone błyski... Alarm? Nie zgadza się sekwencja. Zamach? Może... Ale, zaraz, gdzie ochrona? Gdzie ja w ogóle jestem?! Mały, ciemny sarkofag... O Boże, chyba nie umarłam?
Pcham mocno ciężką pokrywę. Do środka wpada nieco przyćmionego światła. W "sarkofagu" jest jeszcze średniej wielkości plecak z przypiętą białą kopertą. Światło jest jednak zbyt słabe, żeby cokolwiek odczytać.
Dookoła włóczą się jakieś ciemne postacie, gdzieś z daleka słychać cichnący krzyk.Kręci mi się w głowie i nagle dociera do mnie zgiełk wielu głosów. Co to jest? Ktoś krzyczy, ktoś modli się, płacze, znowu krzyczy... Nagle słyszę czyjś głos, wyraźniejszy od innych. Mówi coś o promieniowaniu, jakimś Jagerze, wzywa do zbiórki poza kadłubem. Inne głosy dodają coś o kolonizacji, słyszę czyjeś zwierzenia, przed oczami stają mi jakieś dalekie obrazy, postacie w mundurach, brutalne, wykrzywione twarze, wyrywająca się kobieta, później strach w oczach napastników. Strach i śmierć. To jakieś przerażające miejsce. Słyszę powtarzane kilkukrotnie słowo "Hitalia" i czuję się, jakbym dostała obuchem w łeb. Na wczorajszej konferencji mówili coś o tym. Wczorajszej?.. Ogarnia mnie nagły strach. Jak? Dlaczego?
Zaraz. Spokojnie. Opanuj się. Teraz.
Trochę pomaga. Przypominam sobie, że ten facet mówił coś o radiacji. Zakładam plecak i idę w stronę luku. Powoli zaczynam wierzyć w to, co widzę, i ogarnia mnie dziwna obojętność. Wychodzę na zewnątrz, chroniąc oczy przed uderzeniem dziennego światła. Gdy wzrok przyzwyczaja się, wypatruję faceta ze złamaną nogą. To chyba ten. Pełznę w jego kierunku. Nie mam ochoty gadać.
W plecaku znajduję podręczną apteczkę, kilka paczek orzeszków, pięć paczek zup w proszku (na rany, po co mi tyle, jedna wystarcza więcej niż na tydzień), puszkę witaminizowanej odżywki dla sportowców, trzy tabliczki czekolady i paczkę sucharów. Oprócz tego mój sprzęt wspinaczkowy: lina, haki, ósemki, karabinki, wciągacz, kostki, specjalne buty, dwie rzutki (nowe hobby, ale muszę jeszcze poćwiczyć, wcale mi nie wychodzi), nóż z kompasem, płaszcz przeciwdeszczowy typu poncho, ciepły sweter, jakieś ciuchy na zmianę, latarkę, sztormówki i kilka wizytówek hotelików dla wspinaczy.
Co robić? Przede wszystkim się stąd wydostać. Kiedy mówię, kątem oka łapię kilka spojrzeń pełnych dezaprobaty. Hm, to chyba nie najlepszy pomysł. No dobrze, najpierw spróbujmy przeżyć. Proponuję zgromadzić posiadaną broń i niech kilka osób rusza rozejrzeć się w terenie - woda, w miarę bezpieczne miejsce na obozowisko. Może da się jeszcze coś wyciągnąć z wraka? Ja na początek pomogę przy rannych. No i chyba przeczytam wreszcie ten cholerny list.

KARTA - DE FALCO, jr III

DANE:
Imię - Golean
Wiek - 24 lata
Wzrost - 171 cm
Pochodzenie: Świat Vinicus, prowincja Falcorum.
WYCIĄG SIECIOWY: Potomek gubernatora De Falco, właściciela 23,7% prowincji Falcorum. Miejsce pobytu: świat Megana. Zatrudniony w korporacji LiO. Nie notowany.

ZAPIS: ...mój żołądek... Co ja znowu zjadłem?.. Cholera, jest tu gdzieś okno?.. Muszę zaczerpnąć świeżego, tlenowanego powietrza... Co to za hałas? Nie życzyłem sobie, by mi przeszkadzano... Która godzina?.. I czemu tu tak ciemno? Mój żołądek... oooo!..
Gdzie ja jestem? U Niry? Nie, do niej miałem polecieć tydzień temu. Franny? Palmo? Nie... Najwyraźniej jeszcze tu nie byłem. Punkt medyczny? Niemożliwe, odczytaliby moją kartę i skierowali do kliniki LiO.
Co to za głosy w mojej głowie? Resztki snu? Nie, nie chcą zniknąć... Ktoś nawet sensownie mówił o sobie. Rozdwojenie jaźni? Żeby tylko. Tu są ich dziesiątki... Och, mój żołądek...
Aaaa! Świeże powietrze! Co mówicie? Jaka "hitalia"? Co to jest? Planeta? Gdzie? Nieważne... Jest tu jakiś nadajnik?Chciałbym, żeby ktoś po mnie przyleciał, bo noc się zbliża. Hola, przyjacielu, spokojnie! Odłóż tę pałkę O co chodzi?
Coraz mniej mi się tu podoba. Nie dość, że jesteście zgrają wyrzutków, to jeszcze nie chcecie mieć kontaktu z cywilizacją? I co, mam tu niby tkwić? Pytacie kim jestem? Golean De Falco, jr III. Dla przyjaciół Golo. Jestem spadkobiercą gubernatorstwa Falcorum. Obecnie pracuję w LiO. W przyszłym tygodniu miałem awansować na MaxiMana. I wiecie co myślę? Chyba ktoś miał coś przeciwko temu. Niech tylko mnie tu znajdzie, osobiście sprzątnę tego drania. Tak, tak, już słyszałem, nikt nie wie, że tu jesteście. Dobry żart. Jak myślicie, dlaczego Hitalii dotąd nie skolonizowano? To prywatna planeta, przyjaciele. W końcu ktoś tu przyleci - ot, choćby na rutynową inspekcję. I co, sądzicie, że będą z wami rozmawiać? Z wyrzutkami? Z przestępcami? Załatwią was kilkoma rakietami! Nie, przyjaciele, sami nie dacie im rady. A ja mogę wam być potrzebny.
Całe szczęście, że nikt nie porwał mojego garnituru. Ma wszyty nadajnik, który identyfikuje moją pozycję społeczną. Szkoda, że działa tylko w zasięgu kilkudziesięciu metrów. Ale przynajmniej nikt z bliska...
Moja głowa... Co za idiota wrzeszczy tak głośno? Nie można ciszej? Kaktus? Miałem kiedyś kolczatkę o tym imieniu. Rozchorowała się. I ktoś ją zjadł. Tak, widzę cię tam u góry. Ale jak mam was wszystkich rozpoznać, skoro nie otwieracie ust? Mnie łatwo poznacie - jestem w garniturze od Jene'a. Tak, wiem, że to nienajlepsze ubranie na taką okazję, ale w końcu dobrowolnie do tego kontenera nie wszedłem, nieprawdaż? Kaktus, jak mam w tych ciemnościach w środku szukać jakiegoś ubrania i jednocześnie się wynosić? No dobra, skoro już jestem na zewnątrz, to tu zaczekam. Może znajdzie się coś, co będzie na mnie pasowało.

KARTA - PRADERA

DANE:
Imiona - Al-Fashir Dova
Imię kodowe - AQ, Aquarius
Wiek - brak danych
Wzrost - 172 cm
Pochodzenie: Wenus, Sol
WYCIĄG SIECIOWY: Rasa Mutas (biało-brunatna). Modyfikacje genetyczne typu IDDQD. Artysta (muzyk, rzeźbiarz). Ścigany za: udział w nielegalnych manifestacjach, nielicencjonowany talent Psi (empatia), chuligaństwo, działalność dywersyjną, zamach na mienie publicze, ucieczkę z robót, wielokrotne usiłowanie zabójstwa. Wyrok zaoczny: rozpuszczenie.

ZAPIS: Wielka mi wyprawa. Najpierw trzeba się przedzierać przez jakieś żelastwo, potem wspinać po zimnych, mokrych szczeblach, a w końcu okazuje się, że jesteśmy na dnie jakiejś dziury pełnej błota.
Dobrze, że chociaż znalazłem niezbyt zniszczoną talię kart i to chyba nawet z mojego eks-bagażu. Ciekawe, ilu ludzi umie jeszcze w to grać? Ale miałem nosa, autogry raczej nie przetrwałyby katastrofy.
No dobra, jestem na wierzchu. I co dalej? Gdzie jest ten wspaniały Agawa, czy jak mu tam? Pewnie siedzi tam, gdzie taki tłumek. Boże, cóż to za niemrawe stado, już się dookoła niego gromadzą. Ej, ludzie, bez przesady! Ja rozumiem, że trochę jesteście otumanieni, ale czy nie macie żadnych ideałów?
Co jest? Miało boleć tylko pół godziny... Może to przez tę empatię skrzyżowaną z telepatią, czy coś takiego. Moja biedna głowa nie daje sobie z tym wszystkim rady.
Mam pod szmatą generator Manny. Walczą we mnie dwa uczucia: chciałbym to zostawić dla siebie, ukryć na później. Ale jeśli ci wszyscy ludzie zaczną wyć z głodu, to nie dam rady. Życie empaty jest ciężkie jak diabli...
Jager, kochanie ty moje! Jak widzę, już wszystko masz pod kontrolą. Oho, tworzy się elita władzy. Ładnie, ładnie, ja jeszcze pamiętam, jak się podkłada bomby, choćby pod lepiankę kacyka, miejcie to na uwadze. Nie to, żebym utrudniał. Jeśli chcecie, nawet sam mogę pójść na pierwszy zwiad. Przyda się trochę rozprostować nogi. Kiedy drzewa przestaną się palić, można by zbadać las. Czy wy chcecie może polować mna to paskudztwo, które tu lata? Ja tego jeść nie będę. Wolę sprawdzić, czy można żuć tutejszą trawę. A na razie, mam swoją Mannę i wara wam od niej!
Czyżby robiło się zimno? Kaktus, i co zamierzasz robić z tym swoim stadkiem? Poza tym tu wszystko nadaje, nawet trawa. I wszystko jest mocno wnerwione. Radziłbym wam wystawić warty, albo co...
Acha, to ja, zdaje się, przechodzę do opozycji. Jak ktoś by chciał ze mną, to proszę bardzo. Vive l'anarchie. Pewne rzeczy trzeba ukrócić w zarodku. I co ty na to, Kaktus? Wiem, wiem, wszyscy zostali z tobą. Trudno. Banda monarchistów. Jeśli będziecie mnie potrzebować, wystarczy poprosić, nie będę robił trudności.
No, to ja się tu urządzam. Słuchajcie, jak zobaczycie na dnie krateru taki niby namiot z folii i prętów, to ja tu śpię. I radzę nie przeszkadzać, chyba, że coś ważnego, OK?

KARTA - RODRIGUEZ

DANE:
Imię - Vincent
Wiek - 25 lat
Wzrost - 178 cm
Pochodzenie: świat Naglfaar; biały.
WYCIĄG SIECIOWY: Poszukiwany listem gończym na wszystkich planetach Federacji, a przez karnych egzekutorów także poza jej obrębem. Bardzo niebezpieczny. Notowany - dwa lata więzienia, art. 102 (nielegalne posiadanie broni i ładunków wybuchowych poziomu drugiego), kolonia karna Trondheim. Rok później skazany ponownie - art. 83, 211, 295 (stawianie oporu władzy, terroryzm, zamach stanu). Zbiegł z ciężkiego więzienia kompleksu Hlidhskjalf. Ostatnie przypuszczalne miejsce pobytu - baza terrorystów jednostki Scom. Miejsce aktualnego pobytu nie znane.

ZAPIS Tylu ich ocalało?.. Po takiej katastrofie? Nigdy bym nie przypuszczał, a wierzcie mi, wiele podobnych katastrof widziałem i niejednej sam byłem sprawcą. No, dobra... Jestem najemnikiem, płatnym zabójcą, terrorystą, fachmanem od ładunków wybuchowych. O szczegóły nie pytajcie. Cholera, facet, nie pchaj się na mnie! Dupek! Wszyscy łażą jak w amoku, na dodatek nie parzą, gdzie lezą. Kurczę, następny. Szturchnij mnie jeszcze raz, to cię rozpieprzę! Jak mrówki, jak mrówki. Kłębią się i przepychają. Jak ja w tym bałaganie znajdę tego telepatę? kaktusa? Zresztą, jak zwał, tak zwał...
Rozglądam się wokół. Typowe dno krateru. Skały, nagie skały, a wszędzie ci ludzie. W różnym stanie. Cicho! Widzę... Tam, wśród kamieni, nieco w górze. Grupka ludzi zgromadzonych przy jakimś gościu. Może to ten Kaktus? Tak, to na pewno on.
Chyba coś stało mu się w nogę. Ktoś przy niej grzebie. Za plecami rozbitków... Ja piórkuję! Zebrali tutaj całkiem niezły sprzęt. Mają nawet trójkołowca. Przyda się przy wywożeniu reszty gratów. Ale to już jutro. Zapada zmierzch, nie ma sensu jeździć nim po ciemku, i to w takim terenie.
Wpycham się między stojących. Pod pachą mocno ściskam moją walizkę. Jakiś gość z przesiąkniętą krwią szmatą na ramieniu wyraźnie wkurza się na mój widok. Ignoruję go, bo wygląda na twardziela, a tacy mogą się teraz przydać.
- Przewodzisz tej grupce? - pytam siedzącego człowieka lekko ironicznym tonem. - Bo jeśli tak, to mam ci coś do powiedzenia.
Pochylam głowę do jego twarzy.
- Widzisz tę walizkę? Jest moja, ale teraz powierzam ją tobie. Jest w niej masa cennych rzeczy, biorąc pod uwagę nasze położenie. Otwierasz ją szyfrem 2-4-2, a potem, gdy usłyszysz ciche piknięcie, ustawiasz cyfry 9-9-9. Wieko odskoczy. Znajdziesz tam dwie półlitrówki Walkera - wiesz, że zbliża się noc, może być zimno... Ale oszczędzaj. Poza tym, czym odkażacie rany? - Wskazuję nerwusa z obwiązaną brudnym gałganem ręką. - Macie coś lepszego? Co jeszcze... Aha! Wagon Marlboro - wydzielaj z umiarem, słoiczek pepperoni, dwie czyste koszule - podrzyj je na pasy, będą opatrunki. Oprócz tego pojemniczek z 30 tabletkami przeciwbólowymi, discman ze słuchawkami, jest też radio, ale nie wiem, czy się nie uszkodziło, no i nóż sprężynowy, który zabieram. Resztę powierzam tobie i mam nadzieję, że umiejętnie to wszystko wykorzystasz. I jeszcze jedno! Oddałem zawartość walizki wyłącznie tobie, więc innych trzymaj z daleka. Ty znasz szyfr, oni nie. Walizkę zabezpieczyłem. Kto nie zna cyferek... Bum - i szkoda człowieka, szkoda tego, co w środku. Dobra, teraz będą rady, a czy skorzystasz... Cóż...
Po pierwsze: Trzeba by się rozejrzeć po okolicy, no nie? Jestem odpowiednio wyszkolony. Wezmę kilku kiziorów i wyskoczę w plener. Mam nadzieję, że kiedy wrócę, zastanę tu jaki taki spokój i w miarę wygodne miejsce na nocleg.
Po drugie: Póki jest jeszcze jasno, każ ludzim zebrać wszelkie ostro zakończone kawałki pękniętych rur, jakieś odłamki metalu mogące służyć za noże, słowem wszystko, czym można się bronić... Niech złożą to na osobną stertę.
Po trzecie: Straże wystaw już teraz. Najlepiej trójki. Zaufaj mi. Rozstaw ich w równych odstępach wokół krateru. Niech wybiorą sobie coś z tej marnej imitacji broni.
OK. Nagadałem się, więc sobie zapalę... Nie buntuj się, mam własne papierosy... Pożycz tylko zapalniczkę, bo swoją zgubiłem... Dzięki. Czy mogę teraz wiedzieć, kto jest kto i czy któryś z was pójdzie ze mną na przechadzkę?

KARTA - D'ALBERO

DANE:
Imię - Gianluca
Wiek - 22 lata
Wzrost - 186 cm
WYCIĄG SIECIOWY: Biały; przemytnik działający na zlecenie kartelu Neri, w procesie zeznawał przeciwko swoim mocodawcom. Oczyszczony z zarzutów, ale nie objęty programem ochrony świadków Federacji. Tropiony przez ludzi Neri - wyrok śmierci. Nie pojawia się w sieci, miejsce pobytu nie znane.

ZAPIS: Kaktus, idę do ciebie! Chili con carne, a potem łyk wody. Grazie. Fajką też mnie poczęstuj, amico! Co? Nie to nie.
Co zamierzasz zrobić z tym twoim jedzeniem? Myślę, że trzeba je podzielić między wszystkich. Niestety, ja niczego nie mogę zaoferować, miałem czas tylko na spakowanie ubrań, koca, golarki i szczoteczki do zębów. O, scusa, mam jeszcze paczkę parmezanu, nigdzie się bez niego nie ruszam. Aha, może ktoś chce policyjne ID? Został mi po jednym kolesiu, którego musiałem sprzątnąć po drodze na "Fenixa". Piękna pamiątka. Spylę za jointa albo browar.
Chyba na razie nie ma sensu się nigdzie wypuszczać, co? Na rekonesans będzie czas jutro. Jeszcze trochę i zrobi się ciemno. Mogę stanąć na warcie, ale w takim razie nie oddam wam koca. Chociaż chyba zmieści się pod nim jeszcze jedna osoba, co ty na to, Iri? Dobra, dobra, spokojnie, Santa Madonna! Ja tylko tak... A ty się odwal, koleś, nie jestem pedziem.
No właśnie, Kaktus, co zrobimy z kobietami? Może się jakoś podzielimy, dyżury, abonamenty czy coś... Voglio una donna!

Osobiste uwagi Kaktusa:
Odpowiadam Rodriguezowi: Rekonesans powinniśmy zrobić koniecznie, ale rano. Powinno w nim wziąć udział co najmniej pięć osób, jako tako uzbrojonych. Pomysł, by zebrać rozmaite ostre odłamki, akceptuję, zorganizuj to. Warty, to również dobry pomysł.
Odpowiadam De Falco: Przyjacielu, to z całą pewnością nie jest prywatna planeta. Co do prawdopodobieństwa, że ktoś nas tu znajdzie, to jakkolwiek znikome, jednak istnieje, ale wygląda na to, że na razie mamy poważniejsze zmartwienia.
Współczuję ci z powodu twojej kolczatki, mam nadzieję, że nie podzielisz jej losu, ale gwarantować nie mogę.

Nastaje świt. Spędziłeś noc na twardym, niewygodnym posłaniu, dygocząc z zimna, marząc o porządnym posiłku i zapadając w krótkie, nerwowe drzemki.
Poranne słońce oświetla krawędź krateru, a słaby wiatr pędzi po szarzejącym niebie niewielkie chmurki. Niestety, nie wszyscy przetrwali noc. Niektórzy ciężej ranni zmarli z zimna i upływu krwi. Bardzo możliwe, że twój sąsiad, do którego lgnąłeś w poszukiwaniu odrobiny ciepła, jest już sztywny. Humoru z pewnością nie poprawi ci nędzne śniadanie, jeszcze gorsze, niż wczorajsza kolacja. Większość zapasów już zjedzono. Na domiar złego, najwyraźniej grzebano w twoim skromnym dobytku. Rzeczy, które zginęły, były niewielkie rozmiarami, ale w obecnej sytuacji po prostu bezcenne. Nie jesteś w swoim nieszczęściu osamotniony. Zewsząd dobiegają cię siarczyste przekleństwa, a myśli twoich współtowarzyszy nie nadają się do druku.
Ci, którzy pełnili wartę, twierdzą, że niczego podejrzanego nie widzieli. Rozbitkowie na ogół spali, nikt szczególnie nie pałętał się po obozie.

Oto lista niektórych strat:
O'Callan - latarka, Dan Keric - paralizator, J. - książki medyczne, Green - pistolet, Hosoda - etui ze sprzętem, D'Albero - policyjne ID, Sara MacLean - notebook, Al-Fashir - generator Manny, Niki Trak - rzutki i sztormówki, De Falco - pióro (Parker - oprawka pokryta 24-karatowym złotem), Divane - zapalniczka Zippo z wygrawerowanym godłem gangu, Rodriguez - nóż sprężynowy, Kaktus - lornetka.
Tak rozpoczął się twój pierwszy dzień w nowym świecie. Najwyższy czas zorganizować jakiś rekonesans, trzeba też zgromadzić więcej przydatnych rzeczy. Koniecznie należy wyjaśnić sprawę tych kradzieży. Do czego to podobne! Można by pomyśleć, że w tak małym zespole możecie ufać sobie nawzajem! Jak tak dalej pójdzie, przetrwanie wyprawy stanie pod znakiem zapytania! Wrzód trzeba wyciąć, zanim pęknie.

--- --- ---

Plik utworzony: 19-10-1996
Ostatnia modyfikacja: 04-01-2001
Copyright (c) Łukasz Grochal Wojciech Gołąbowski 1996 - 2001