O'CALLAN
Budzi mnie donośny krzyk Kaktusa, zwiastujący pobudkę i początek mojego pierwszego dnia na
Hitalii. Tradycyjnie już czuję się fatalnie, ale trudno czuć się inaczej po tak przespanej nocy. Wstaję,
przeciągam się. Rozglądam się, szukając Obuchowitza, ale nigdzie nie mogę go dostrzec. Dookoła wszyscy podnoszą
się z posłań i pojękując witają świt. J. patrzy na mnie jakoś dziwnie i zaraz odchodzi. Ech... O, widzę
Divane'a. Idzie do mnie, macha i coś woła. Kaktus kazał nam przypilnować zrzuty. Cóż, nie będzie to fascynujące
zajęcie, wolałbym pójść do lasu, nazbierać drewna albo nawet spróbować coś upolować. W końcu co drugi tutaj ma
gnata... Ciekawe, gdzie jest Jager? Pewnie chowa się gdzieś ze strachu przed tym zabójcą. Matko jedyna, gdzie
ja trafiłem! Kaktus, jak skończymy zbieranie sprzętu, pójdę do lasu coś ustrzelić. Na Erinie mieliśmy podobny,
nie zgubię się. W porządku? Dobra, cześć Divane, wita cię kryminalista O'Callan, jak zwykle przysłany po
cholerę. Widzisz tamten głaz? Niech ludzie przynoszą tam rzeczy. Jest tam już moja woda i latarka. Pogoń ich
trochę, ja przypilnuję tego składowiska. To na razie!
KERIC
Tak, upojna noc, nie ma co. Z prawej rzęził Divane, a z lewej jakiś łysol namiętnie wbijał mi
łokieć w bok. Jestem obolały, zły i głodny. Przede wszystkim głodny. Przeciągam się. Rozlega się niemiły dla
uch chrupot, gdy stawy i kości buntując się wracają na swoje miejsca.
- Hej, Kaktus! Nie śpisz? OK, zostawiam ci te trzy fiolki i resztę łachów. Idę na dół do wraku po sprzęt z
sarkofagów. Poza tym może jeszcze coś wyciągnę z komputera. Wiem, promieniowanie, postaram się szybko uwinąć.
J. Anonim, nie drzyj się tak, zaraz wracam i pomogę ci w organizowaniu szpitala, nie obchodzi cię to? A czym
wasza dostojność będzie robiła zastrzyki, gwoździem?
Idziecie ze mną? W porządku, bierzcie wszystkie torby, jakie macie pod ręką. Nie masz żadnej, to zdejmuj
spodnie, zawiązuj nogawki i już po problemie. Ma ktoś może latarkę? Ty z tym cyberokiem, nie śmiej się!
Zobaczymy co będzie, gdy rozładują ci się baterie, tu nie zamówisz ich w techmarkecie.
Jesteśmy już w środku. Hmmm, milutko, chyba nasi mniej fartowni towarzysze podróży zaczęli się już rozkładać.
OK, bierzemy się do roboty. Odłączajcie biomonitory, skanery, wszelkie pojemniki z roztworami, teraz jest to
bezcenne. Zbierajcie wszystko co się może przydać. Nie zapomnijcie o dozownikach i bateriach Teriene'a. Ej, ty,
ogolony, nie wyrywaj, odłącz te przewody naciśnij tutaj i wyciągnij. Prawda, że proste? Przed wymontowaniem
pojemników pod ciśnieniem najpierw zakręcajcie zawory. Próbujcie odkręcać arkusze plastalu z boków sarkofagów,
nie ruszajcie żółtych pojemników, to są, delikatnie mówiąc, uboczne produkty przemiany materii.
Ja jeszcze rozejrzę się za modemem. Hmmm, nie jest dobrze, pulpit sterowniczy roztrzaskany, ale gdzieś tu
jeszcze powinny być rękawice i gogle VR. Dobra, są. Podłączam się. Wchodzę. Dookoła alarmującą czerwienią
błyszczą ikony programów testujących, raportów o stanie poszczególnych systemów. Jest i łącze z głównym
komputerem. Aktywuj. BRAK POŁĄCZENIA Z JEDNOSTKĄ CENTRALNĄ. Tak jak przypuszczałem. Spróbuję odtworzyć zapis
ostatnich minut lotu... ODSTRZELENIE ZASOBNIKÓW Z REZERWOWYM SPRZĘTEM - 12.34, ODSTRZELENIE MOSTKA - 13.12.
KONIEC... BRAK ŁĄCZNOŚCI Z MOSTKIEM. POŁOŻENIE KAPSUŁ NIEZNANE... Aktywuj system poszukujący. INICJACJA
PROGRAMU POSZUKUJĄCEGO. WPROWADŹ POŁOŻENIE POCZĄTKOWE OBIEKTÓW, PRĘDKOŚĆ, GĘSTOŚĆ ATMOSFERY, STAŁĄ
GRAWITACYJNĄ. Gdzieś tu powinny być te dane. Przeszukuj hipertekstem raport z ostatnich godzin lotu. OK. Są...
DANE PRZYJĘTE... POŁOŻENIE NAJBLIŻSZEGO OBIEKTU 34.8. Podaj położenie obiektu we względnym układzie
odniesienia. 4 KM, 223 ST. Wyjście. Uff, jest chyba jednak nadzieja, że nie użyźnię zbyt szybko gleby na
Hitalii.
Hej, wymontowaliście sprzęt? Tak? To spływamy, starczy nam bekereli na dziś.
Już jesteśmy, Kaktus, odkryłem położenie kapsuł. Jedna jest około czterech kilometrów stąd na południowy
zachód. Warto by wysłać część ludzi do lasu, a drugą w kierunku kapsuły. Mamy medsprzęt. Podłączę ciężej
rannych do biomonitorów, tylko postarajcie się ułożyć ich w jednym miejscu. Nie mamy zbyt wielu przewodów, a
chciałbym, żeby jedna bateria zasilała kilka biomonitorów. Zobaczcie, w ten sposób ustawia się alarm, który
reaguje na pogorszenie stanu pacjenta aktywacją sygnału dźwiękowego. Przytargaliśmy też urządzenia diagnozujące,
nie miałem wcześniej z nimi do czynienia, ale ale spróbuję rozgryźć ich działanie. W tych niebieskich
pojemnikach jest roztwór glukozy, w pozostałych, sądząc po napisach, jakieś leki. A, jeszcze jedno, dajcie mi
żreć, bo padam. Co to, suchary? Dzięki!
NATCHNIONY
Modlitwa oczyszczenia:
Oczyść mnie, ziemio, po której się tarzam.
Oczyść mnie, wodo, po której się tarzam.
Oczyść mnie, ogniu, przez który stąpam.
Oczyść mnie, wietrze, na który wystawiam twarz.
Tak, Boże, wracam do obozu. Nagi siadam na swym posłaniu. Tak, Boże, myślę do wszystkich:
- Jestem Natchniony. Jam ciałem, w które przyoblekł się Bóg nienawidzący cywilizacji. Słuchajcie wszyscy,
którzy macie wszczepy - wytwory cywilizacji, zniszczcie je. Cyborgizacja odczłowiecza, czyni was złymi
istotami, demonami z piekła rodem.
Divane, zniszcz motor. Jego użytkowanie sprowadzi na nas nieszczęście.
Jeśli nie posłuchacie głosu Boga, przemawiającego przeze mnie, wszyscy umrzecie. Bóg ukarze was moimi rękami.
Jeżeli nie macie wszczepów ani krwi niewinnych na rękach, a wasze dusze są czyste, pójdźcie za Bogiem.
Wyrzućcie wszystkie przedmioty bardziej skomplikowane od noża! Uczynimy z tej planety raj!
D'ALBERO
Buon giorno. Jeść! Santa Madonna, ten kubek cienkiej jak słoma zupy, to ma być
śniadanie? Ja naprawdę wiele mogę znieść, ale bez porządnego posiłku długo nie wytrzymam.
Słuchajcie, koniecznie musimy znaleźć tego nocnego złodzieja! Maledetto! Mnie akurat nie ukradł nic
cennego, ale jeśli pozwolimy, żeby ten proceder trwał dalej, to wkrótce w ogóle nie będziemy mieli sprzętu!
Prawdę mówiąc początkowo podejrzewałem Al-Fashira, ale przecież jemu też zginął generator manny. Nie chciałbym
niczego sugerować, ale w nocy, kiedy pełniłem wartę, widziałem, że ten golas, Natchniony, wstawał parę razy i
kręcił się po obozowisku. Światła nie było za dużo, poznałem go jednak po braku ubrania. Myślałem, że ma
kłopoty z pęcherzem, ale może on coś kombinował? Kto wie, czy ten cretino nie zaczął wprowadzać w czyn
swojej chorej ideologii, w końcu jest wrogiem wytworów cywilizacji. Myślę, że trzeba przeprowadzić rewizję,
może jeszcze nie zdążył wynieść tych rzeczy gdzieś do lasu. W ogóle uważam, że ktoś powinien mieć stale na
niego oko.
KARTA - LANTON
DANE:
Imię - Enid
Wiek - 26 lat
Wzrost - 171 cm
Pochodzenie: świat Atlantyda; biała.
WYCIĄG SIECIOWY: Brak wykroczeń. Od trzynastego roku życia utrzymanka TESLI Petera. Brak kontaktu z siecią od
dnia ślubu TESLI P. z SIMMONS Jovitą (-SIMMONS Nathaniel)
ZAPIS: No, nareszcie sobie poszli i mogę bezpiecznie zejść. Na szczęście sakwojaż Petera nie wpadł
nikomu w oko. Co mi tu zapakowałeś? No tak, znowu ten łach masz-tu-wszystko-żeby-przeżyć, w którym włóczyłeś
mnie po najdzikszych lasach najbardziej zaplutych planet galaktyki. Z całym wyposażeniem i z tymi buciorami
waży chyba tonę. Koronkowa bielizna? Peter, lubię twoje poczucie humoru. O, kosmetyczka, to coś nowego.
Przecież można bez niej przeżyć. Grzebień jest, i spinki, nawet cążki do paznokci, a nożyczek nie ma, więc
ciągle nie pozwalasz mi obciąć włosów? Co ci zależy? Jakieś lekarstwa, nawet są instrukcje, to fajnie, będzie
się czym podetrzeć, bo jak cię znam... No pewnie, nie ma, ale są tampony, 150 sztuk.
Cooo? No pewnie, że mam świetne cycki, wiesz, ile kosztowały? Jezu, jaki obezwładniający facet, wysoki, całkiem
czarny, szczupły, proporcjonalny, szkoda, że już się zdążył ubrać.
- Nie! Przestań się rozbierać! Nic nie mówiłam! Idź sobie!
Rany, zawsze o tym marzyłam: spojrzeć na faceta, pomyśleć, że chcę go zobaczyć gołego i żeby on ściągnął
spodnie.
-Przestań! Słuchaj, co mówię, a nie co myślę! Nie, nie będziemy się pieprzyć. Ani kochać. Bo nie! Nieprawda,
wcale nie chcę. Mówię "nie" i trzymaj się tego!
Mogę sobie pogadać, ale facet reaguje prawidłowo, po prostu muszę przestać myśleć o tym, że ma wspaniałe
muskuły, że chcę go dotknąć i jak fajnie byłoby... Pistolet! Dzięki, Peter.
- Wynoś się stąd natychmiast. Owszem, strzelę. No, w każdym razie potrafię rozwalić ci kolano. Widzisz tamten
napis "Exit"? Trafię w "i". - Jest! - Teraz mi wierzysz?
Głupi byłby, gdyby uwierzył. Co innego trafić w cel, a co innego uszkodzić taaakie ciało. Co ja bredzę, zabiję
go, albo lepiej...
- Spływaj, bo wcale cię nie zabiję! Teraz celuję w twojego... No widzisz, on jest mądrzejszy. Jak to: dlaczego?
Zwyczajnie, nie sypiam z każdym facetem, który mi się podoba.
Niestety. Tak naprawdę to z żadnym facetem, który mi się podoba. Tylko z Peterem, niech go szlag.
Poszedł. Szkoda, był świetny. Ci koloniści chyba wszyscy są nienormalni - jak oni to znoszą, a raczej: jak
długo to zniosą? Wcale nie potrzebują wody, jedzenia, ani żadnych rzeczy. Nie zdążą z nich skorzystać.
Pożądanie i agresja to podstawowe instynkty z trudnością tłumione przez normy społeczne oparte na kłamstwie.
Jak tutaj można kłamać? Jak podejść do faceta, który patrzy na mnie i myśli o seksie? Zakładaj ten kombinezon,
Enid, przynajmniej jest nieprzezroczysty. Jak mogłeś mi to zrobić, Peter? Właśnie, czemu zadałeś sobie trud
wysłania mnie tu, jeśli i tak postawiłeś na mnie krzyżyk? Zaraz... Grzebień, ale nie nożyczki, lekarstwa, ale
żadnych środków anty-baby... Wciąż jestem twoja! Ale dlaczego tutaj? Mogłeś mnie zahibernować w piwnicy. Co ja
tu będę robić? Znam się tylko na informacji. Potrzebuję cywilizacji! Komputerów! Łazienki!
Spokojnie, Enid, rzyganie i histerię mamy już za sobą. Myśl! Co będziesz robić? Na pewno nic z tymi kolonistami.
Kiedy się wygląda jak senne marzenie Petera, każdy facet stanowi zagrożenie, nawet bez telepatii. Jasne!
Telepatia! Gdybym zgłębiła jej działanie, to byłby towar wart miliardy. Zaraz, przestałam "słyszeć" czarnego
Romea, jak był przy tamtej kałuży. Wyceluję w nią. 19,97 m. Ta cholerna telepatia wygasa po 20 metrach. A skąd
to się bierze? Gaz, promieniowanie, jakieś pole? Czy to zmienia człowieka na stałe, czy też działałoby na
każdej planecie w odpowiednich warunkach, zanikając bez nich? Potrzebuję instrumentów, skąd je wziąć? Mostek!
Został odstrzelony, tak podsłuchałam. Muszę go znaleźć. Dobra, Peter. Kiedy się zjawisz, dostaniesz ten towar...
albo strzał w głowę. Zobaczymy.
Bagaż na plecy i w drogę. Na szczęście zrobiło się już ciemno. Ależ tu tłok, co robić, tamci są zorganizowani,
a ci miotają się bez sensu, boję się jednych i drugich... Ale chaos oznacza anonimowość, ruszaj, Enid. Straszny
mętlik, co za świry, padnij!
Coś zabiło człowieka i teraz go zżera! To żerowisko drapieżników, szybko, Enid, ale czujnie, też umiesz
zabijać. ZABIJĘ WAS! NIE ZBLIŻAĆ SIĘ, BO ZABIJĘ! Ściana krateru, nareszcie! Nie lubię się wspinać, przynajmniej
jest łatwo, buty i rękawice wystarczają. Zjeść mnie? O nie, zarazo, to ja zjem ciebie. Gdzie jesteś? Mam cię!
Zaraz tam wlezę. Nie próbowało uciekać. Może tutejsza fauna nie umie odbierać myśli? A może ono wiedziało
tylko, że się boję, a nie zrozumiało, że w nie celuję? Ależ cuchnie i jest takie oślizgłe, brrr. W którejś
kieszeni musi być analizator... No, jest. Jadalne. Tego się obawiałam. Chyba nie jestem aż tak głodna, ale i
tak muszę wypić jego krew, a to na jedno wychodzi. Dobra, Enid, pamiętasz te glisty, które Peter jadł, a ty
nie? Obudziłaś się w hotelu, ale gdybyś była sama...
Świństwo! No, koniec postoju. Ścierwo zajmie tamte zwierzaki, a ja w tym czasie dolezę do krawędzi. Jeszcze
kawałek.
Teraz trzeba się rozejrzeć. Na wprost są góry, z gór powinny wypływać strumienie, po prawej jakaś duża woda,
pewno słona, a po lewej... las! Blisko, jakieś pół godzinki. Tą koleiną leciał statek. A mostek? Trudno, muszę
wleźć na górę i się rozejrzeć.
KARTA - SMARTOWSKI
DANE
Imię - Matt
Wiek - 24 lata
Wzrost - 176 cm
Pochodzenie: brak danych
WYCIĄG SIECIOWY: brak
ZAPIS: Co za noc! Jestem głodny, zmarznięty na kość i do tego ten jazgot we łbie. Nawet w nocy nie
możecie się zamknąć? Co ja tu w ogóle robię? Wokół sami mordercy, półautomatyczny model gliniarza, chińska
jednoosobowa armia, terroryści i jeszcze rudy kozak we wdzianku żywcem wyjętym z niskobudżetowych filmów
ziemskich. Wiesz, Opuncja, widziałem kiedyś film z Ziemi, w którym biegał gość z takim wdziankiem. Nawet jesteś
do niego podobny.
Raj! Szlag by trafił! Dobrze, że przynajmniej nie ma komarów. Słuchajcie! Chętnie pójdę na wycieczkę do lasu.
Nawet jeśli niczego nie upolujemy, to przynajmniej zbierze się trochę drewna (lub czegoś w tym stylu), aby
rozpalić porządne ognisko. Ale do "Fenixa" nie schodzę. Nie znam się na promieniowaniu, ale to chyba nie jest
zdrowe. Słyszłem, że od tego zaczynają świecić jaja. Dzięki za takie efekty specjalne. Aha, przy okazji, jeśli
znajdziecie tam kostkę, czarną, 2 na 2 centymetry, to będę wdzięczny za zwrot. Przy okazji: nie sądzicie, że
trzeba coś zrobić z tymi truposzami? Niedługo zaczną śmierdzieć.
A co do władzy: wybrać ją trzeba, to fakt. Może małe głosowanko? Tylko jaką metodą wybierzemy? Metodę
głosowania?
I jeszcze jedno: Jak wyłączyć ten cholerny jazgot w głowie?
KARTA - LHAEA
DANE:
Imię - brak
Wzrost - 176cm
Pochodzenie: Świat Saku; Mulatka (jasna).
WYCIĄG SIECIOWY: Pochodzi z rolniczego świata Saku (przez miejscowych zwanego także Agreą), należy do
tubylczej większości. Sądzona za zabójstwo i zgodnie z prawem Saku za praktyki magiczne. Skazana, uciekła z
transportu. Poszukiwana przez władze Saku. Obecne miejsce pobytu - nieznane.
ZAPIS:... dlaczego nie pozwolą nam polować?.. przecież gdyby nie to, że od czasu do czasu zjemy trochę
mięsa, już dawno poumieralibyśmy z głodu... zabierają wszystko co wyhodujemy... co zbierzemy... to drożdżowe
paskudztwo, które nam dają... ohyda... ich wielkie miasta... ilu ich może być?.. cztery miasta... dwa, trzy
miliony?... nas jest chyba ze sto razy więcej... gdyby nie te ich pola ochronne... pokazalibyśmy im... są tacy
śmieszni... przywódcy... te ich zabawne, skośne oczka... wystudiowane maniery... te ich paradne tachi na
ozdobnych sznurach, zawsze u boku... celowość każdego ruchu, każdej myśli... i ten jeden, który chciał sobie ze
mną poużywać... wyłączył tarczę - jego błąd... trybunał... więzienie... ucieczka z transportu... następny - szkoda
mu było, "że takie piękne ciało wkrótce będzie martwe"... ładownia... ból przy starcie... inny świat... twarz na
ekranach... moja twarz... skąd oni mają takie wpływy?... czy na innych światach jest już aż tak źle z żywnością?...
facet, który proponuje raj za półdarmo... szukają kolonistów... od kobiet biorą mniej... chłód sarkofagu... krzyk...
mój?... ból...
Budzę się z półsnu. Gałąź drzewa uwiera w plecy. Wilgoć spływa z twarzy i włosów do kącików ust. Budzi.
Krople spływają po szyi za kołnierz bluzy... Brr... Ale przynajmniej nic mnie w nocy nie zjadło. Za to ja...
Wyciągam kawałek upolowanego wczoraj "arbuza". Żuję powoli. Paskudztwo. No dobrze, czas wrócić do statku,
zobaczyć co z resztą. Łuk na plecy i w drogę.
"Jako element nie poddający się resocjalizacji"... tłum na sali rozpraw... "kanshu! - warui! - kanshu! - warui!", jak
uderzenia dzwonu... "wyczuwaczka -- grzeszna - wyczuwaczka - szalona"... jak mogą być tak przesądni?...
"Skazana na śmierć przez ścięcie"... zabijają mnie za to, że potrafię odróżnić dobrą wodę od
zanieczyszczonej?.. że potrafię powiedzieć, czy roślina jest jadalna, czy trująca?..
Słyszę głosy. Są w mojej głowie. Telepatia? Mieliśmy takiego jednego w wiosce. Ale tylu naraz? Wszyscy? No dobrze,
ja też spróbuję.
Cześć, jestem Lhaea. Nie znacie mnie, wyszłam ze statku chyba jako pierwsza. Zdążyłam się już trochę
rozejrzeć. Mam to co na sobie plus śpiwór i zapalniczkę, ale prawie bez gazu. Mam też nóż. Jak oni je nazywają?
Hamideshi? Należał do tego żółtka, co się do mnie przystawiał, no, nie wściekaj się tak, Hosoda, przecież nie o
tobie... Zrobiłam łuk i parę strzał, cięciwa pewnie niedługo pęknie, ale dobre i to. Upolowałam tego "arbuza".
Wyjątkowe świństwo, ale jakby go z godzinkę pogotować, to kto wie? Macie broń? Aha... To uważajcie, bo jak coś
zwabi te sępy z paszczą jak u piranii, to będzie wesoło.
Na zachód stąd są małe jeziorka, ukryte wśród trawy. Uważajcie na nie. Czuję że coś z tą wodą nie tak... Jak
mówię, że CZUJĘ, to czuję, chcesz to sprawdź! Kaktus, ty tu jesteś szefem, daj mi kogoś, kto wie jak się
zachować, to pójdziemy obejrzeć te góry na wschodzie. Może znajdziemy jaskinię? Zostało mi trochę arbuza,
chcecie? Tylko dajcie mi chociaż łyk wody...
KARTA - OBUCHOWITZ
DANE:
Imię - Andrew, "Idril"
Wiek - 24 lata
Wzrost - 185 cm
Pochodzenie: świat Ziemia Obiecana; biały.
WYCIĄG SIECIOWY: były kapral zmotoryzowanego zwiadu armii Ezrael. Odznaka Błękitnej Flagi za zasługi podczas
międzyplanetarnej misji rozjemczej na Van Tagahor. Poeta i prozaik, przesłuchiwany w sprawie zamieszek pod
ambasadą Federacji w Varsak - śledztwo nie zamknięte.
ZAPIS: Uchhhh, co za ranek... Cały zmarzłem na kość. Dzień dobry wszystkim, jak noga, Kaktus? Lepiej? To
dobrze. Nie spodziewałem się, że będzie tutaj aż tak cholernie zimno. I do tego nie wyspałem się za dobrze.
Część nocy przegadałem z Brianem (w końcu nie widzieliśmy się ponad dwa lata). Potem próbowałem usnąć.
Myślałem, że podczas snu nie będziemy tak nadawać na wszystkich zakresach, ale się grubo myliłem. Wielu miało
niespokojne sny, a kilku rannych majaczyło. W sumie nic miłego.
Słoneczko jeszcze nisko na niebie, więc sobie robię krótką rozgrzewkę. Przy okazji rozglądam się za moimi
ciuchami. Kurtka, sweter i koszula otulają jakichś rannych. Moje spodnie z demobilu znalazłem na jakimś zdrowym
facecie. Żeby było śmieszniej, ja miałem jego. Zamieniliśmy się i każdy jest zadowolony.
Dobra, teraz już czas na to coś, co miało być moim śniadaniem. Mało, bo mało, ale cóż. Podczas misji pokojowej
moja drużyna była przez ponad tydzień w oblężeniu i musieliśmy jeść coś bardzo podobnego. Stare czasy.
Zastanawia mnie ten las, o którym mówiłeś, Kaktus. Myślę, że się tam dzisiaj wybiorę. Przy okazji rozejrzę się
w terenie, może trafię na coś, co będzie zjadliwe. Potrzeba mi jednak kilka rzeczy. Na pewno lornetka (jeśli
jeszcze jakaś jest), do tego butelka. Jeśli uda się znaleźć wodę, trzeba sprawdzić, czy jest zdatna do picia.
Gdyby w rzeczach zebranych prze Briana, Divane'a i Jagera znalazła się jakaś maczeta lub coś takiego, to byłoby
wspaniale. Z braku laku może być nóż typu survival. Żeby jeszcze jakaś giwera... Ale za dużo mi się marzy.
- Jeśli macie ochotę na mały spacer do lasu, to zapraszam - wołam i myślę na cały głos. A na razie wyjdę i
zobaczę, co jest wokół nas. Przed nami pokryty rdzawym pyłem płaskowyż., tu i ówdzie porosły jakimiś małymi
krzaczkami. Statek wyrył w glebie dłuuugi wąwóz. Wbiliśmy się w tę planetę niczym jakiś wielki, cholerny meteoryt.
Daleko majaczy mi jakaś ciemna kreska. To chyba ten las. A za plecami tak samo rdzawoczerwone góry.
Ogólnie miły widoczek. Nastraja do pisania... ksiąg Apokalipsy. Jak to leciało?
Milcząca pustynia powita cię
I krwawy pola pył
Tańczące samotnej śmierci tumany
Jęki pozostawionych dusz.
Tak, masz rację, stary, to "Armageddon". Moja kapela. Miło, że ją pamiętasz. Graliśmy tu i tam, raz nawet
zaliczyliśmy jakąś trasę. Niestety, basówka poszła na bilet do raju.
Słońce powoli zaczyna robić się nieznośne, więc trzeba będzie wrócić przed południem. Czekam jeszcze pięć minut
na ewentualnych chętnych i wyruszam.
Jedna sprawa. Jeśli podczas naszej nieobecności, przy wynoszeniu rzeczy z wraku, ktoś znajdzie duży, zielony
plecak z odznaką Korpusu Zmotoryzowanego Zwiadu Armii Ezrael, to on jest mój. Możecie wziąć ciuchy czy co tam
będzie potrzebne, ale od reszty drobiazgów wara!
KAKTUS: Do wszystkich. Do lasu iść trzeba,
chętni będą mile widziani, niech się zgłaszają do O'Callana. Powinni mieć
broń, choćby improwizowaną, jakieś worki, może znajdziecie coś ciekawego,
i koniecznie pojemniki na wodę. Lhaea, dziewczyno, idź z nimi koniecznie;
jeżeli naprawdę wyczuwasz dobrą wodę, to jesteś bezcenna. Ale to wszystko
później: w nocy poginęło trochę sprzętu - tak dalej być nie może. Dopóki
nie wyjaśnimy całej sprawy, niech nikt się nigdzie nie rusza. Przede
wszystkim mam pytanie do wszystkich, którzy trzymali wachtę. Kto łaził
po nocy? Kto się dziwnie zachowywał? Kto tu, do cholery, kradnie? I
jeżeli mogę prosić, żeby pan Natchniony nie wybierał się na spacery,
to byłbym zobowiązany.