O'CALLAN

Budzi mnie donośny krzyk Kaktusa, zwiastujący pobudkę i początek mojego pierwszego dnia na Hitalii. Tradycyjnie już czuję się fatalnie, ale trudno czuć się inaczej po tak przespanej nocy. Wstaję, przeciągam się. Rozglądam się, szukając Obuchowitza, ale nigdzie nie mogę go dostrzec. Dookoła wszyscy podnoszą się z posłań i pojękując witają świt. J. patrzy na mnie jakoś dziwnie i zaraz odchodzi. Ech... O, widzę Divane'a. Idzie do mnie, macha i coś woła. Kaktus kazał nam przypilnować zrzuty. Cóż, nie będzie to fascynujące zajęcie, wolałbym pójść do lasu, nazbierać drewna albo nawet spróbować coś upolować. W końcu co drugi tutaj ma gnata... Ciekawe, gdzie jest Jager? Pewnie chowa się gdzieś ze strachu przed tym zabójcą. Matko jedyna, gdzie ja trafiłem! Kaktus, jak skończymy zbieranie sprzętu, pójdę do lasu coś ustrzelić. Na Erinie mieliśmy podobny, nie zgubię się. W porządku? Dobra, cześć Divane, wita cię kryminalista O'Callan, jak zwykle przysłany po cholerę. Widzisz tamten głaz? Niech ludzie przynoszą tam rzeczy. Jest tam już moja woda i latarka. Pogoń ich trochę, ja przypilnuję tego składowiska. To na razie!

KERIC

Tak, upojna noc, nie ma co. Z prawej rzęził Divane, a z lewej jakiś łysol namiętnie wbijał mi łokieć w bok. Jestem obolały, zły i głodny. Przede wszystkim głodny. Przeciągam się. Rozlega się niemiły dla uch chrupot, gdy stawy i kości buntując się wracają na swoje miejsca.
- Hej, Kaktus! Nie śpisz? OK, zostawiam ci te trzy fiolki i resztę łachów. Idę na dół do wraku po sprzęt z sarkofagów. Poza tym może jeszcze coś wyciągnę z komputera. Wiem, promieniowanie, postaram się szybko uwinąć.
J. Anonim, nie drzyj się tak, zaraz wracam i pomogę ci w organizowaniu szpitala, nie obchodzi cię to? A czym wasza dostojność będzie robiła zastrzyki, gwoździem?
Idziecie ze mną? W porządku, bierzcie wszystkie torby, jakie macie pod ręką. Nie masz żadnej, to zdejmuj spodnie, zawiązuj nogawki i już po problemie. Ma ktoś może latarkę? Ty z tym cyberokiem, nie śmiej się! Zobaczymy co będzie, gdy rozładują ci się baterie, tu nie zamówisz ich w techmarkecie.
Jesteśmy już w środku. Hmmm, milutko, chyba nasi mniej fartowni towarzysze podróży zaczęli się już rozkładać. OK, bierzemy się do roboty. Odłączajcie biomonitory, skanery, wszelkie pojemniki z roztworami, teraz jest to bezcenne. Zbierajcie wszystko co się może przydać. Nie zapomnijcie o dozownikach i bateriach Teriene'a. Ej, ty, ogolony, nie wyrywaj, odłącz te przewody naciśnij tutaj i wyciągnij. Prawda, że proste? Przed wymontowaniem pojemników pod ciśnieniem najpierw zakręcajcie zawory. Próbujcie odkręcać arkusze plastalu z boków sarkofagów, nie ruszajcie żółtych pojemników, to są, delikatnie mówiąc, uboczne produkty przemiany materii.
Ja jeszcze rozejrzę się za modemem. Hmmm, nie jest dobrze, pulpit sterowniczy roztrzaskany, ale gdzieś tu jeszcze powinny być rękawice i gogle VR. Dobra, są. Podłączam się. Wchodzę. Dookoła alarmującą czerwienią błyszczą ikony programów testujących, raportów o stanie poszczególnych systemów. Jest i łącze z głównym komputerem. Aktywuj. BRAK POŁĄCZENIA Z JEDNOSTKĄ CENTRALNĄ. Tak jak przypuszczałem. Spróbuję odtworzyć zapis ostatnich minut lotu... ODSTRZELENIE ZASOBNIKÓW Z REZERWOWYM SPRZĘTEM - 12.34, ODSTRZELENIE MOSTKA - 13.12. KONIEC... BRAK ŁĄCZNOŚCI Z MOSTKIEM. POŁOŻENIE KAPSUŁ NIEZNANE... Aktywuj system poszukujący. INICJACJA PROGRAMU POSZUKUJĄCEGO. WPROWADŹ POŁOŻENIE POCZĄTKOWE OBIEKTÓW, PRĘDKOŚĆ, GĘSTOŚĆ ATMOSFERY, STAŁĄ GRAWITACYJNĄ. Gdzieś tu powinny być te dane. Przeszukuj hipertekstem raport z ostatnich godzin lotu. OK. Są... DANE PRZYJĘTE... POŁOŻENIE NAJBLIŻSZEGO OBIEKTU 34.8. Podaj położenie obiektu we względnym układzie odniesienia. 4 KM, 223 ST. Wyjście. Uff, jest chyba jednak nadzieja, że nie użyźnię zbyt szybko gleby na Hitalii.
Hej, wymontowaliście sprzęt? Tak? To spływamy, starczy nam bekereli na dziś.
Już jesteśmy, Kaktus, odkryłem położenie kapsuł. Jedna jest około czterech kilometrów stąd na południowy zachód. Warto by wysłać część ludzi do lasu, a drugą w kierunku kapsuły. Mamy medsprzęt. Podłączę ciężej rannych do biomonitorów, tylko postarajcie się ułożyć ich w jednym miejscu. Nie mamy zbyt wielu przewodów, a chciałbym, żeby jedna bateria zasilała kilka biomonitorów. Zobaczcie, w ten sposób ustawia się alarm, który reaguje na pogorszenie stanu pacjenta aktywacją sygnału dźwiękowego. Przytargaliśmy też urządzenia diagnozujące, nie miałem wcześniej z nimi do czynienia, ale ale spróbuję rozgryźć ich działanie. W tych niebieskich pojemnikach jest roztwór glukozy, w pozostałych, sądząc po napisach, jakieś leki. A, jeszcze jedno, dajcie mi żreć, bo padam. Co to, suchary? Dzięki!

NATCHNIONY

Modlitwa oczyszczenia:
Oczyść mnie, ziemio, po której się tarzam.
Oczyść mnie, wodo, po której się tarzam.
Oczyść mnie, ogniu, przez który stąpam.
Oczyść mnie, wietrze, na który wystawiam twarz.
Tak, Boże, wracam do obozu. Nagi siadam na swym posłaniu. Tak, Boże, myślę do wszystkich:
- Jestem Natchniony. Jam ciałem, w które przyoblekł się Bóg nienawidzący cywilizacji. Słuchajcie wszyscy, którzy macie wszczepy - wytwory cywilizacji, zniszczcie je. Cyborgizacja odczłowiecza, czyni was złymi istotami, demonami z piekła rodem.
Divane, zniszcz motor. Jego użytkowanie sprowadzi na nas nieszczęście.
Jeśli nie posłuchacie głosu Boga, przemawiającego przeze mnie, wszyscy umrzecie. Bóg ukarze was moimi rękami.
Jeżeli nie macie wszczepów ani krwi niewinnych na rękach, a wasze dusze są czyste, pójdźcie za Bogiem. Wyrzućcie wszystkie przedmioty bardziej skomplikowane od noża! Uczynimy z tej planety raj!

D'ALBERO

Buon giorno. Jeść! Santa Madonna, ten kubek cienkiej jak słoma zupy, to ma być śniadanie? Ja naprawdę wiele mogę znieść, ale bez porządnego posiłku długo nie wytrzymam.
Słuchajcie, koniecznie musimy znaleźć tego nocnego złodzieja! Maledetto! Mnie akurat nie ukradł nic cennego, ale jeśli pozwolimy, żeby ten proceder trwał dalej, to wkrótce w ogóle nie będziemy mieli sprzętu! Prawdę mówiąc początkowo podejrzewałem Al-Fashira, ale przecież jemu też zginął generator manny. Nie chciałbym niczego sugerować, ale w nocy, kiedy pełniłem wartę, widziałem, że ten golas, Natchniony, wstawał parę razy i kręcił się po obozowisku. Światła nie było za dużo, poznałem go jednak po braku ubrania. Myślałem, że ma kłopoty z pęcherzem, ale może on coś kombinował? Kto wie, czy ten cretino nie zaczął wprowadzać w czyn swojej chorej ideologii, w końcu jest wrogiem wytworów cywilizacji. Myślę, że trzeba przeprowadzić rewizję, może jeszcze nie zdążył wynieść tych rzeczy gdzieś do lasu. W ogóle uważam, że ktoś powinien mieć stale na niego oko.

KARTA - LANTON

DANE:
Imię - Enid
Wiek - 26 lat
Wzrost - 171 cm
Pochodzenie: świat Atlantyda; biała.
WYCIĄG SIECIOWY: Brak wykroczeń. Od trzynastego roku życia utrzymanka TESLI Petera. Brak kontaktu z siecią od dnia ślubu TESLI P. z SIMMONS Jovitą (-SIMMONS Nathaniel)

ZAPIS: No, nareszcie sobie poszli i mogę bezpiecznie zejść. Na szczęście sakwojaż Petera nie wpadł nikomu w oko. Co mi tu zapakowałeś? No tak, znowu ten łach masz-tu-wszystko-żeby-przeżyć, w którym włóczyłeś mnie po najdzikszych lasach najbardziej zaplutych planet galaktyki. Z całym wyposażeniem i z tymi buciorami waży chyba tonę. Koronkowa bielizna? Peter, lubię twoje poczucie humoru. O, kosmetyczka, to coś nowego. Przecież można bez niej przeżyć. Grzebień jest, i spinki, nawet cążki do paznokci, a nożyczek nie ma, więc ciągle nie pozwalasz mi obciąć włosów? Co ci zależy? Jakieś lekarstwa, nawet są instrukcje, to fajnie, będzie się czym podetrzeć, bo jak cię znam... No pewnie, nie ma, ale są tampony, 150 sztuk.
Cooo? No pewnie, że mam świetne cycki, wiesz, ile kosztowały? Jezu, jaki obezwładniający facet, wysoki, całkiem czarny, szczupły, proporcjonalny, szkoda, że już się zdążył ubrać.
- Nie! Przestań się rozbierać! Nic nie mówiłam! Idź sobie!
Rany, zawsze o tym marzyłam: spojrzeć na faceta, pomyśleć, że chcę go zobaczyć gołego i żeby on ściągnął spodnie.
-Przestań! Słuchaj, co mówię, a nie co myślę! Nie, nie będziemy się pieprzyć. Ani kochać. Bo nie! Nieprawda, wcale nie chcę. Mówię "nie" i trzymaj się tego!
Mogę sobie pogadać, ale facet reaguje prawidłowo, po prostu muszę przestać myśleć o tym, że ma wspaniałe muskuły, że chcę go dotknąć i jak fajnie byłoby... Pistolet! Dzięki, Peter.
- Wynoś się stąd natychmiast. Owszem, strzelę. No, w każdym razie potrafię rozwalić ci kolano. Widzisz tamten napis "Exit"? Trafię w "i". - Jest! - Teraz mi wierzysz?
Głupi byłby, gdyby uwierzył. Co innego trafić w cel, a co innego uszkodzić taaakie ciało. Co ja bredzę, zabiję go, albo lepiej...
- Spływaj, bo wcale cię nie zabiję! Teraz celuję w twojego... No widzisz, on jest mądrzejszy. Jak to: dlaczego? Zwyczajnie, nie sypiam z każdym facetem, który mi się podoba.
Niestety. Tak naprawdę to z żadnym facetem, który mi się podoba. Tylko z Peterem, niech go szlag.
Poszedł. Szkoda, był świetny. Ci koloniści chyba wszyscy są nienormalni - jak oni to znoszą, a raczej: jak długo to zniosą? Wcale nie potrzebują wody, jedzenia, ani żadnych rzeczy. Nie zdążą z nich skorzystać. Pożądanie i agresja to podstawowe instynkty z trudnością tłumione przez normy społeczne oparte na kłamstwie. Jak tutaj można kłamać? Jak podejść do faceta, który patrzy na mnie i myśli o seksie? Zakładaj ten kombinezon, Enid, przynajmniej jest nieprzezroczysty. Jak mogłeś mi to zrobić, Peter? Właśnie, czemu zadałeś sobie trud wysłania mnie tu, jeśli i tak postawiłeś na mnie krzyżyk? Zaraz... Grzebień, ale nie nożyczki, lekarstwa, ale żadnych środków anty-baby... Wciąż jestem twoja! Ale dlaczego tutaj? Mogłeś mnie zahibernować w piwnicy. Co ja tu będę robić? Znam się tylko na informacji. Potrzebuję cywilizacji! Komputerów! Łazienki!
Spokojnie, Enid, rzyganie i histerię mamy już za sobą. Myśl! Co będziesz robić? Na pewno nic z tymi kolonistami. Kiedy się wygląda jak senne marzenie Petera, każdy facet stanowi zagrożenie, nawet bez telepatii. Jasne! Telepatia! Gdybym zgłębiła jej działanie, to byłby towar wart miliardy. Zaraz, przestałam "słyszeć" czarnego Romea, jak był przy tamtej kałuży. Wyceluję w nią. 19,97 m. Ta cholerna telepatia wygasa po 20 metrach. A skąd to się bierze? Gaz, promieniowanie, jakieś pole? Czy to zmienia człowieka na stałe, czy też działałoby na każdej planecie w odpowiednich warunkach, zanikając bez nich? Potrzebuję instrumentów, skąd je wziąć? Mostek! Został odstrzelony, tak podsłuchałam. Muszę go znaleźć. Dobra, Peter. Kiedy się zjawisz, dostaniesz ten towar... albo strzał w głowę. Zobaczymy.
Bagaż na plecy i w drogę. Na szczęście zrobiło się już ciemno. Ależ tu tłok, co robić, tamci są zorganizowani, a ci miotają się bez sensu, boję się jednych i drugich... Ale chaos oznacza anonimowość, ruszaj, Enid. Straszny mętlik, co za świry, padnij!
Coś zabiło człowieka i teraz go zżera! To żerowisko drapieżników, szybko, Enid, ale czujnie, też umiesz zabijać. ZABIJĘ WAS! NIE ZBLIŻAĆ SIĘ, BO ZABIJĘ! Ściana krateru, nareszcie! Nie lubię się wspinać, przynajmniej jest łatwo, buty i rękawice wystarczają. Zjeść mnie? O nie, zarazo, to ja zjem ciebie. Gdzie jesteś? Mam cię! Zaraz tam wlezę. Nie próbowało uciekać. Może tutejsza fauna nie umie odbierać myśli? A może ono wiedziało tylko, że się boję, a nie zrozumiało, że w nie celuję? Ależ cuchnie i jest takie oślizgłe, brrr. W którejś kieszeni musi być analizator... No, jest. Jadalne. Tego się obawiałam. Chyba nie jestem aż tak głodna, ale i tak muszę wypić jego krew, a to na jedno wychodzi. Dobra, Enid, pamiętasz te glisty, które Peter jadł, a ty nie? Obudziłaś się w hotelu, ale gdybyś była sama...
Świństwo! No, koniec postoju. Ścierwo zajmie tamte zwierzaki, a ja w tym czasie dolezę do krawędzi. Jeszcze kawałek.
Teraz trzeba się rozejrzeć. Na wprost są góry, z gór powinny wypływać strumienie, po prawej jakaś duża woda, pewno słona, a po lewej... las! Blisko, jakieś pół godzinki. Tą koleiną leciał statek. A mostek? Trudno, muszę wleźć na górę i się rozejrzeć.

KARTA - SMARTOWSKI

DANE
Imię - Matt
Wiek - 24 lata
Wzrost - 176 cm
Pochodzenie: brak danych
WYCIĄG SIECIOWY: brak

ZAPIS: Co za noc! Jestem głodny, zmarznięty na kość i do tego ten jazgot we łbie. Nawet w nocy nie możecie się zamknąć? Co ja tu w ogóle robię? Wokół sami mordercy, półautomatyczny model gliniarza, chińska jednoosobowa armia, terroryści i jeszcze rudy kozak we wdzianku żywcem wyjętym z niskobudżetowych filmów ziemskich. Wiesz, Opuncja, widziałem kiedyś film z Ziemi, w którym biegał gość z takim wdziankiem. Nawet jesteś do niego podobny.
Raj! Szlag by trafił! Dobrze, że przynajmniej nie ma komarów. Słuchajcie! Chętnie pójdę na wycieczkę do lasu. Nawet jeśli niczego nie upolujemy, to przynajmniej zbierze się trochę drewna (lub czegoś w tym stylu), aby rozpalić porządne ognisko. Ale do "Fenixa" nie schodzę. Nie znam się na promieniowaniu, ale to chyba nie jest zdrowe. Słyszłem, że od tego zaczynają świecić jaja. Dzięki za takie efekty specjalne. Aha, przy okazji, jeśli znajdziecie tam kostkę, czarną, 2 na 2 centymetry, to będę wdzięczny za zwrot. Przy okazji: nie sądzicie, że trzeba coś zrobić z tymi truposzami? Niedługo zaczną śmierdzieć.
A co do władzy: wybrać ją trzeba, to fakt. Może małe głosowanko? Tylko jaką metodą wybierzemy? Metodę głosowania?
I jeszcze jedno: Jak wyłączyć ten cholerny jazgot w głowie?

KARTA - LHAEA

DANE:
Imię - brak
Wzrost - 176cm
Pochodzenie: Świat Saku; Mulatka (jasna).
WYCIĄG SIECIOWY: Pochodzi z rolniczego świata Saku (przez miejscowych zwanego także Agreą), należy do tubylczej większości. Sądzona za zabójstwo i zgodnie z prawem Saku za praktyki magiczne. Skazana, uciekła z transportu. Poszukiwana przez władze Saku. Obecne miejsce pobytu - nieznane.

ZAPIS:... dlaczego nie pozwolą nam polować?.. przecież gdyby nie to, że od czasu do czasu zjemy trochę mięsa, już dawno poumieralibyśmy z głodu... zabierają wszystko co wyhodujemy... co zbierzemy... to drożdżowe paskudztwo, które nam dają... ohyda... ich wielkie miasta... ilu ich może być?.. cztery miasta... dwa, trzy miliony?... nas jest chyba ze sto razy więcej... gdyby nie te ich pola ochronne... pokazalibyśmy im... są tacy śmieszni... przywódcy... te ich zabawne, skośne oczka... wystudiowane maniery... te ich paradne tachi na ozdobnych sznurach, zawsze u boku... celowość każdego ruchu, każdej myśli... i ten jeden, który chciał sobie ze mną poużywać... wyłączył tarczę - jego błąd... trybunał... więzienie... ucieczka z transportu... następny - szkoda mu było, "że takie piękne ciało wkrótce będzie martwe"... ładownia... ból przy starcie... inny świat... twarz na ekranach... moja twarz... skąd oni mają takie wpływy?... czy na innych światach jest już aż tak źle z żywnością?... facet, który proponuje raj za półdarmo... szukają kolonistów... od kobiet biorą mniej... chłód sarkofagu... krzyk... mój?... ból...
Budzę się z półsnu. Gałąź drzewa uwiera w plecy. Wilgoć spływa z twarzy i włosów do kącików ust. Budzi. Krople spływają po szyi za kołnierz bluzy... Brr... Ale przynajmniej nic mnie w nocy nie zjadło. Za to ja... Wyciągam kawałek upolowanego wczoraj "arbuza". Żuję powoli. Paskudztwo. No dobrze, czas wrócić do statku, zobaczyć co z resztą. Łuk na plecy i w drogę.
"Jako element nie poddający się resocjalizacji"... tłum na sali rozpraw... "kanshu! - warui! - kanshu! - warui!", jak uderzenia dzwonu... "wyczuwaczka -- grzeszna - wyczuwaczka - szalona"... jak mogą być tak przesądni?... "Skazana na śmierć przez ścięcie"... zabijają mnie za to, że potrafię odróżnić dobrą wodę od zanieczyszczonej?.. że potrafię powiedzieć, czy roślina jest jadalna, czy trująca?.. Słyszę głosy. Są w mojej głowie. Telepatia? Mieliśmy takiego jednego w wiosce. Ale tylu naraz? Wszyscy? No dobrze, ja też spróbuję.
Cześć, jestem Lhaea. Nie znacie mnie, wyszłam ze statku chyba jako pierwsza. Zdążyłam się już trochę rozejrzeć. Mam to co na sobie plus śpiwór i zapalniczkę, ale prawie bez gazu. Mam też nóż. Jak oni je nazywają? Hamideshi? Należał do tego żółtka, co się do mnie przystawiał, no, nie wściekaj się tak, Hosoda, przecież nie o tobie... Zrobiłam łuk i parę strzał, cięciwa pewnie niedługo pęknie, ale dobre i to. Upolowałam tego "arbuza". Wyjątkowe świństwo, ale jakby go z godzinkę pogotować, to kto wie? Macie broń? Aha... To uważajcie, bo jak coś zwabi te sępy z paszczą jak u piranii, to będzie wesoło.
Na zachód stąd są małe jeziorka, ukryte wśród trawy. Uważajcie na nie. Czuję że coś z tą wodą nie tak... Jak mówię, że CZUJĘ, to czuję, chcesz to sprawdź! Kaktus, ty tu jesteś szefem, daj mi kogoś, kto wie jak się zachować, to pójdziemy obejrzeć te góry na wschodzie. Może znajdziemy jaskinię? Zostało mi trochę arbuza, chcecie? Tylko dajcie mi chociaż łyk wody...

KARTA - OBUCHOWITZ

DANE:
Imię - Andrew, "Idril"
Wiek - 24 lata
Wzrost - 185 cm
Pochodzenie: świat Ziemia Obiecana; biały.
WYCIĄG SIECIOWY: były kapral zmotoryzowanego zwiadu armii Ezrael. Odznaka Błękitnej Flagi za zasługi podczas międzyplanetarnej misji rozjemczej na Van Tagahor. Poeta i prozaik, przesłuchiwany w sprawie zamieszek pod ambasadą Federacji w Varsak - śledztwo nie zamknięte.

ZAPIS: Uchhhh, co za ranek... Cały zmarzłem na kość. Dzień dobry wszystkim, jak noga, Kaktus? Lepiej? To dobrze. Nie spodziewałem się, że będzie tutaj aż tak cholernie zimno. I do tego nie wyspałem się za dobrze. Część nocy przegadałem z Brianem (w końcu nie widzieliśmy się ponad dwa lata). Potem próbowałem usnąć. Myślałem, że podczas snu nie będziemy tak nadawać na wszystkich zakresach, ale się grubo myliłem. Wielu miało niespokojne sny, a kilku rannych majaczyło. W sumie nic miłego.
Słoneczko jeszcze nisko na niebie, więc sobie robię krótką rozgrzewkę. Przy okazji rozglądam się za moimi ciuchami. Kurtka, sweter i koszula otulają jakichś rannych. Moje spodnie z demobilu znalazłem na jakimś zdrowym facecie. Żeby było śmieszniej, ja miałem jego. Zamieniliśmy się i każdy jest zadowolony.
Dobra, teraz już czas na to coś, co miało być moim śniadaniem. Mało, bo mało, ale cóż. Podczas misji pokojowej moja drużyna była przez ponad tydzień w oblężeniu i musieliśmy jeść coś bardzo podobnego. Stare czasy.
Zastanawia mnie ten las, o którym mówiłeś, Kaktus. Myślę, że się tam dzisiaj wybiorę. Przy okazji rozejrzę się w terenie, może trafię na coś, co będzie zjadliwe. Potrzeba mi jednak kilka rzeczy. Na pewno lornetka (jeśli jeszcze jakaś jest), do tego butelka. Jeśli uda się znaleźć wodę, trzeba sprawdzić, czy jest zdatna do picia. Gdyby w rzeczach zebranych prze Briana, Divane'a i Jagera znalazła się jakaś maczeta lub coś takiego, to byłoby wspaniale. Z braku laku może być nóż typu survival. Żeby jeszcze jakaś giwera... Ale za dużo mi się marzy.
- Jeśli macie ochotę na mały spacer do lasu, to zapraszam - wołam i myślę na cały głos. A na razie wyjdę i zobaczę, co jest wokół nas. Przed nami pokryty rdzawym pyłem płaskowyż., tu i ówdzie porosły jakimiś małymi krzaczkami. Statek wyrył w glebie dłuuugi wąwóz. Wbiliśmy się w tę planetę niczym jakiś wielki, cholerny meteoryt. Daleko majaczy mi jakaś ciemna kreska. To chyba ten las. A za plecami tak samo rdzawoczerwone góry.
Ogólnie miły widoczek. Nastraja do pisania... ksiąg Apokalipsy. Jak to leciało?
Milcząca pustynia powita cię
I krwawy pola pył
Tańczące samotnej śmierci tumany
Jęki pozostawionych dusz.
Tak, masz rację, stary, to "Armageddon". Moja kapela. Miło, że ją pamiętasz. Graliśmy tu i tam, raz nawet zaliczyliśmy jakąś trasę. Niestety, basówka poszła na bilet do raju.
Słońce powoli zaczyna robić się nieznośne, więc trzeba będzie wrócić przed południem. Czekam jeszcze pięć minut na ewentualnych chętnych i wyruszam.
Jedna sprawa. Jeśli podczas naszej nieobecności, przy wynoszeniu rzeczy z wraku, ktoś znajdzie duży, zielony plecak z odznaką Korpusu Zmotoryzowanego Zwiadu Armii Ezrael, to on jest mój. Możecie wziąć ciuchy czy co tam będzie potrzebne, ale od reszty drobiazgów wara!

KAKTUS: Do wszystkich. Do lasu iść trzeba, chętni będą mile widziani, niech się zgłaszają do O'Callana. Powinni mieć broń, choćby improwizowaną, jakieś worki, może znajdziecie coś ciekawego, i koniecznie pojemniki na wodę. Lhaea, dziewczyno, idź z nimi koniecznie; jeżeli naprawdę wyczuwasz dobrą wodę, to jesteś bezcenna. Ale to wszystko później: w nocy poginęło trochę sprzętu - tak dalej być nie może. Dopóki nie wyjaśnimy całej sprawy, niech nikt się nigdzie nie rusza. Przede wszystkim mam pytanie do wszystkich, którzy trzymali wachtę. Kto łaził po nocy? Kto się dziwnie zachowywał? Kto tu, do cholery, kradnie? I jeżeli mogę prosić, żeby pan Natchniony nie wybierał się na spacery, to byłbym zobowiązany.

--- --- ---

Plik utworzony: 16-10-1996
Ostatnia modyfikacja: 04-01-2001
Copyright (c) Łukasz Grochal Wojciech Gołąbowski 1996 - 2001