O'CALLAN

Jasna cholera. Czy tu naprawdę przyleciały same dupki? Kradzieże, myśli o zabójstwach - nieźle. Strach pomyśleć, jak będzie wyglądać cywilizacja zbudowana przez takie indywidua. Ludzie, po co marnować czas i energię, lepiej od razu palmy sobie wszyscy w łeb, będzie szybciej i wygodniej! A tak na serio - koniecznie trzeba znaleźć złodzieja i najlepiej od razu go rozwalić. To przykre, ale w ekstremalnych warunkach nie ma przebacz. Brak jakiegoś ukradzionego przedmiotu może zagrozić egzystencji całej grupy. Należy skutecznie odstraszyć podobnych ptaszków. Cholera, a myślałem, że na Hitalii będzie inaczej...
Najbardziej podejrzani wydają mi się ci, co stali na warcie. Myślę, że ze znalezieniem winnego lub winnych nie będzie problemów. Mogą zdradzić go myśli, poza tym trudno chyba skutecznie ukryć i po kryjomu korzystać z takiej kupy ekwipunku.
Wygląda na to, że chyba wyruszę zapolować na zwierzynę. Skoro nie ma amunicji lub jest jej mało, należy raczej oszczędzać ją do obrony. Sądzę jednak, że skoro zebrało się tu naraz tylu komandosów i innych twardzieli, to na pewno znajdzie się ktoś, kto zna alternatywne metody polowań, jakieś pułapki i inne takie.
Trzeba też pochować zmarłych. Nie wiem, czy jest czas na kopanie grobów, a na spalenie zwłok mamy za mało opału. Może tych biedaków po prostu schować do wraku, i tak spoczywają już w nim inni pechowcy?

SMARTOWSKI

Obrobili was? I dobrze się stało! Przestańcie zgrywać panów, dlatego, że ocaliliście kilka śmieci. Szkoda tych zabawek, co? Takie były ładne... Kretyni, zabrać wam kilka rzeczy i natychmiast wpadacie w panikę. Przecież jeśli okradł was ktoś z naszej grupy, to wcześniej czy później zdradzi się w swych myślach. I po co te nerwy? A ty, Nawiedzony, nie, Natchniony, nie mów tylko, że to sprawka twojego Boga. On ma swoje problemy.
A co do ciebie, Rodriguez, powiem ci w tajemnicy, że znam szyfr do twojej walizeczki. Jak i wszyscy inni, ty ćwierćinteligencie. Telepatia, pamiętasz? Al-Fashir, słyszysz mnie? Sieg heil discordia! Przywracasz mi wiarę w ludzi. Idę do ciebie. Mam propozycję. We wraku zostawiłem taką kostkę. Ty straciłeś swą mannę z nieba. Nawet jak znajdą złodzieja, nie oddadzą ci jej. A moja kostka zapewni nam niezależność. Problem polega na tym, że źle znoszę promieniowanie, a ty jesteś zdrowy i silny... Kapujesz? Chodzi o to, żebyś mi ją przyniósł. Opłaci ci się. Co ty na to?
Aha, Opuncja! Zwracam dyskretnie uwagę, że to wszystko zaczyna śmierdzieć. Może wreszcie zabierzmy się stąd.
Szlag... Zaczęło się. Słuchać wszyscy! Właśnie potknąłem się o ciało faceta. Jestem pewien, że wczoraj widziałem jego twarz. Żywą! Teraz ma nóż w kręgosłupie. Wygląda na to, że mamy tu nie tylko złodzieja, ale i mordercę. Myślę, Kaktus, że powinieneś to zobaczyć. Obym się mylił. Jestem między obozem a namiotem Al-Fashira.

LANTON

A ci ciągle się kitłaszą w stadzie, ohyda. Zaraz, czemu ich słyszę? Jestem za daleko, z dziesięć razy za daleko, czyżbym źle zmierzyła zasięg, spokojnie, Enid, nie widzą cię...
...piję soki ziemi, czerpię energię ze słońca, jestem niejadalna i niegroźna. Hm, teraz podeszłam bliżej, to by się zgadzało. Jeden z nich ma większy zasięg i jest przekaźnikiem dla wszystkich w tym obszarze. Który to, gdzie lornetka? Jak go poznam? Czy te dziewuchy są nienormalne, czy ja? One! Nie może być normalne wydawanie swoich myśli na żer parudziesięciu facetom. Rudy, szpetny, czerwony na gębie i oburza się: to on. No pewnie, jeszcze tego brakowało, żeby mi się każdy musiał podobać. Trudno, zanim znajdę sposób na zneutralizowanie całej tej telepatii, po prostu ją zignoruję. Podejdę jeszcze trochę, właściwie zrobię tak, jak planowałam, 30 metrów.
- Hej, wy! Chcę pogadać! Tu jestem, nie przy statku, wręcz przeciwnie! Tak, będę wrzeszczeć.
Co z tego, że wyglądam jak siedem nieszczęść? Peter zostawił fortunę w Klinice Kształtowania Ciała, żebym była śliczna jak obrazek i jestem taka, a teraz udaję roślinę, wcale nie przez kaprys. No właśnie, Enid, do rzeczy.
- Strasznie hałasujecie, telepatycznie! Zaczęłam włazić na tę górę! Żeby się rozejrzeć! Ale musiałam zrezygnować! Przez zwierzaki! One lezą do was! Najpierw wszystkie uciekły! Jak statek spadał! A teraz wracają! Drapieżniki!
Te smaczniejsze jakoś się nie kwapią, trzebaby ich poszukać. Jakie to ma znaczenie, kim jestem? To, co udało mi się ocalić, ma znaczenie, owszem; głównie dla mnie. Ale spryciarze, niby zauważyli, że wyglądam jak dzikuska, ale nie omieszkali spytać, czy mam coś, co warto mi odebrać. Mam. Dobrze schowane.
- Nazywam się Enid! Lanton! Mam kombinezon! Trochę drobiazgów! Pistolet na baterie słoneczne! Wyczerpały się jak zabiłam osiem zwierzaków! Przebrałam się. W korę i liście! Udawałam drzewo! Tutejsze drapieżniki słabo węszą, widzą i słyszą! Polują na obiekty! Nadające telepatycznie! Strach albo agresję!
To znaczy to, co wy nadajecie na okrągło, a rudy wzmacnia.
- Nie, nie mam żarcia! Jadłam mięso! Tych zwierzaków! I rośliny! Woda jest w strumieniu! Na górze!
Skąd wiedziałam, czy coś nie jest trujące? Dobre pytanie, które jednak nie ma nic do rzeczy i tylko odwraca moją uwagę od celu tej pogawędki, na którym muszę się skupić.
- Macie się uciszyć! Przestać wabić zwierzaki! Przez was nie można spokojnie się poruszać! A jak nie! To dajcie mi porządną broń! Zabiję wszystko! Co jest groźne! Weźmiecie sobie mięso! Zaznaczę jadalne! No pewnie, że mam analizator pokarmów, niby co to mogłoby być innego? Cholera! Dotąd nie zamierzałam was wytruć, ale przyznaję, że ten pomysł ma swoje zalety. To są MOJE myśli! Prywatne!
- Namyślcie się! Będę na górce! Tam jest jaskinia! Cześć! Tego rudego wolałabym już nie spotkać. Mutant wśród...

KARTA - BRISCOW

DANE:
Imię - Alex
Wiek - 17 lat
Wzrost - 180 cm
Pochodzenie: Ziemia; biały.
WYCIĄG SIECIOWY: brak

ZAPIS: Witam, panie Kaktus, witam. Nazywam się... Alex, i niech tak zostanie. A, byłbym zapomniał, to mój wieloletni przyjaciel i towarzysz, Kleofas. Co? Tak, wiem, że to pluszowy miś, ale to nie jest zwykły miś, o nie, nie. Kleofas, zachowuj się! Przepraszam za jego maniery.
Przyszedłem tu, bo zginął mój zegarek, timex. Trzeba wyznaczyć grupę osób, które na oczach wszystkich będą przetrząsać każdy bagaż w poszukiwaniu skradzionych rzeczy. Kleofas proponuje, by za gwałt i morderstwo obowiązywała kara śmierci. Jesteśmy, co prawda, małą społecznością, ale pewnych rzeczy nie powinno się tolerować, bo inaczej za parę dni będziemy mieli mnóstwo gwałtów i niepotrzebnych dramatów. Jak któraś nie chce dać, to niech facet pójdzie i strzepie to z siebie w ustronnym miejscu. Tak, ciebie dotyczy to w szczególności, D'Albero.
Mam tu trochę syntetycznego żarcia, trzymałem na czarną godzinę i chyba waśnie nadeszła. O nie, tego Glocka ci nie oddam, ale jeśli chcesz, z kilkoma ludźmi mogę przeszukać bagaże. Te, do których nikt się nie przyzna, weźmiemy do wspólnego użytku. Niech każdy zrobi listę straconych rzeczy i da Kleofasowi.
Mamy co robić do wieczora, bo trzeba zająć się pochówkiem. Proszę powstrzymać apetyt, bo kanibalizmu nie tolerujemy. Przyślijcie później tego, co pieprzył o boskim ocaleniu, może coś powie na grobach. No, chodźcie!
I co sądzisz, Kleofas? Stado baranków, szybko ich załatwimy.

KARTA - SIEMIONOV

DANE:
Imię - Borys Nikolayevich
Wiek - brak danych
Wzrost - brak danych
Pochodzenie: Maridena A.
WYCIĄG SIECIOWY: Programista komputerowy i matematyk. Oskarżony o współudział we włamaniu do bazy danych centrum nadzorowania operacji finansowych banku XP2&Smith i dokonanie nielegalnego przelewu miliona kredytek. Podejrzany także morderstwo dwóch agentów służby wewnętrznego bezpieczeństwa XP2. Przypuszczalne związki z informatyczną organizacją przestępczą SVOBODNAYA CYBERROSSIJA.

ZAPIS: Chyba nie mam szczęścia. Najpierw wykryli mój transfer forsy. I to kto - informatykopartacze z wydziału kontroli zewnętrznej. przepompowałem już tyle kredytek z różnych banków, że gdyby zamienić je na karty kredytowe, mógłbym wytapetować nimi całą moją willę. A tu kurczę popełniłem błąd w czasie rutynowej kontroli. Potem ci czterej agenci security XP2 (swoją drogą ciekawe, dlaczego w serwisach informacyjnych wspominali tylko o dwóch), no i jeszcze ta ruda dziwka, co mnie wydała. Ja przecież nie chciałem ich zabić. Po co wchodzili mi w drogę?
Nie miałem innego wyjścia, musiałem przyłączyć się do tej głupiej wyprawy kolonizacyjnej. Crash landing. Wytaszczyłem się z wraku tak, jak kazał Kaktus (ciekawe, skąd ludzie biorą sobie takie imiona). Zjadłem to, co i reszta, i poszedłem spać. W nocy ukradli mi zapasowe klipsy do spluwy. Ciekawe dlaczego nie zwinęli też broni? Może nie mogli wygrzebać jej spod mojego cielska. Musi się tutaj kręcić ktoś, kto ma taką samą pukawkę jak ja i przy tym niski IQ. Skoro miałem magazynki, to mam też i broń. Jeśli nie dał rady zabrać jej w nocy, to powinien przynajmniej mnie utłuc, gdy wszyscy spali. Każdy inteligentny człowiek wpadłby na ten pomysł. Przecież zacznę szukać drania, a jak znajdę, to job jewo mat’, jaja wyrwę. Próbowałem pomóc tym sparaliżowanym z cyberwszczepkami, ale bez sprzętu trudno cokolwiek zrobić. Może jestem nietypowym informatykiem, ale nie mam pod skórą kilogramów mikroprocesorów i pamięci buforujących do bezpośredniego łączenia mózg-sprzęt. Lubię naturalność, a poza tym piwo, chliebnyj kwas i Dostojewskiego. Mam, a przynajmniej miałem podręczny interfejs w postaci „kompresu” zakładanego na potylicę, żeby podłączać rdzeń kręgowy do komputera. W środku żadnej elektroniki, tylko kable. Co prawda transfer był niski i obsługa wymagała treningu, ale przynajmniej nie byłem jak inni zakichanym robocopem z kupą przewodów w tyłku.
Ale teraz, gdy leżę tutaj, na prowizorycznym posłaniu i oglądam to, co zostało z międzymordzia po awaryjnym lądowaniu, zastanawiam się, czy nie lepiej było jednak dać sobie coś wszczepić. Zresztą, po co mi ten sprzęt. Działających komputerów tu poczti niet, a tych paru oszołomionych biedaków, kurczących się, bo zamiast obwodu wegetatywnego mają kupę ADM-ków, i tak w końcu przyjdzie do siebie. Swoją drogą pewno połowa z nich to mordercy i psychopaci, których powinno się raczej dobić niż ratować. Przynajmniej byłoby mniej gąb do nakarmienia. Właśnie, co z zapasami? Ta odrobina wody, którą wydłubano z wraku, na długo nie starczy. Z żarciem też kiepsko.
Co ja właściwie ma przy sobie? Magazynki ukradli w nocy, została tylko spluwa. Na szczęście jest załadowana. No i mam jeszcze nóż. Moja stara, dobra koska, tak wyszczerbiona, że mogłaby robić za piłę. A poza tym nic, może z wyjątkiem półprzepuszczalnego kombinezonu z rentexu (dlaczego te tkaniny zawsze muszą mieć "x" w nazwie?). Cóż, jeszcze mam: średni wzrost, kompleks małego członka i wrodzoną niechęć do biwakowania na obcych, nieznanych planetach. Poczekam, co wymyśli Kaktus. Trzeba zorganizować grupy do przeczesywania terenu. Chętnie przeszedłbym się po okolicy. Przydam się. Ze stu metrów trafiam 46 na 50, naprawdę!

KARTA - COREDER

DANE:
Imię - Zirby
Wiek - 31 lat (biologicznych, prawdopodobnie poddawany terapii biostymulacyjnej)
Wzrost - brak danych
Pochodzenie: nieznane; biały.
WYCIĄG SIECIOWY: Technik biologiczny, specjalizacja - hydroponika. Poszukiwany - art. 17 (zabór i niszczenie mienia rządowego), art. 23 (nielegalne modyfikacje biocybernetyczne) oraz art. 93 (cracking sieciowy, szpiegostwo przemysłowe). Prawdopodobnie poszukiwany na zlecenie korporacji Reka (dwie nieudane próby zamachu, śledztwo umorzono). Znaki szczególne - ceramiczny implant prawej kości jarzmowej. Ostatnie zarejestrowane miejsce pobytu: Cambel's Claim, Ros 128. Aktualne miejsce pobytu: nieznane.

ZAPIS: Ja chrzanię taką kolonizację! Zimno tu jak diabli jestem głodny... Odwal się, kole, to nie było do ciebie! O, to jest twoja kurtka? A niby co miałem założyć? Spadaj!
Zaraz, jakaś menda podpieprzyła mi zegarek! A, wuj z nim, i tak nie chodził... Idziecie gdzieś? Hej, Cierń! To znaczy Kaktus... Idę z wami. Widzi mi się, facet, chcesz wziąć w mordę. Nie mówię do ciebie, tylko do Kaktusa. Chcę iść, bo znam się na jadalnym zielsku, co prawda nie hitaliańskim, ale rozejrzę się, może bo te skrobiowe kubeczki to sobie możesz wsadzić w... Zresztą właśnie z tego je robią.
Broń mam własną. Nie oddałem, bo musiałbym sobie łapę odciąć! Co się tak gapicie! Nie widzieliście nigdy "pazurów Tsur"? Te, koleś, licz się ze słowami! Cyborg to był twój tatuś, bo miał zakuty łeb! OK, sorry, ale pamiętaj, że nie lubię jak nazywają mnie mechakiem. Dobra, chodźcie, bo się rozmyślę i położę spać. Ten co leżał koło mnie, przez całą noc jęczał jak opętany... A, jeszcze coś mi się przypomniało. Ci co zostaną, niech spróbują nałapać trochę rosy w te folie. Wody z tego tyle, co kanarek nasmarkał, ale zawsze lepsze to, niż nic. Tylko pospieszcie się, bo za godzinę słońce wszystko wysuszy. Hej, jeszcze jedno! Czy jest tu ktoś, kto ma pojęcie, gdzie jest kapitan tego rzęcha? Nawet jeśli się katapultował, to nie może być daleko. Kaktus, wiesz coś o tym?
Hitalia, here we come!

KARTA - CLOUDAC

DANE:
Imię - Verino
Wiek - 26 lat
Wzrost - 177 cm
Pochodzenie: New Salakk'; biały.
WYCIĄG SIECIOWY: W wieku 16 lat skazany na 5 lat w Zakładzie Karnym dla nieletnich New Salakk' im. Fernanda Garcii za nielegalny transfer pieniędzy z Rządowego Funduszu %hg3!@%^$" i zakłócanie łączności przez Sieć. [ślady skasowania poprzedniej wersji] Dzięki kontaktom w ARN uciekł z zakładu i został scyborgizowany. Po schwytaniu przez siły rządowe ponownie osadzony w areszcie. Po nieudanej pró%!{"@%%&!*$ ponownie zbiegł i ukrył się na planecie Ziemia. Nie wiadomo gdzie przebywał, ani co robił przez następne 9 lat. Odnaleziony dzięki pracownikom zakładu psychiatrycznego, w którym przebywał przez ostatni miesiąc. Rozpoznanie: problemy z odróżnieniem świata rzeczywistego od wirtualnego.

ZAPIS: Pierdolę taki świat, zimno tu jak w... Co, komuś się nie podoba, jak klnę? Dobra, dobra, lepiej zamknijcie, muszę pomyśleć. Kurde, to chyba nie ten moduł. Miał być Dziki Zachód, ten handlarz to, kurde, umie kit wciskać. Mówi: panie, to najlepsze wirtualki na tej planecie. I jakie tanie! Patrz, tu na ten przykład Dziki Zachód, wiesz, Ziemia, kiedy ludzie jeszcze nie znali podróży kosmicznych. Jakie przygody, mówię ci, ekstra! Ale komu ja się zwierzam? Jakieś elektroniczne wypierdki. Chłopcy, spadam stąd... Co jest, kurde fiks?! Nawet wyjść stąd nie można? I tyle za ten sprzęt zapłaciłem! Dobra, pewnie za parę godzinek ktoś się połapie i mnie stąd wyciągnie, ale teraz musicie się jeszcze ze mną pomęczyć.
Hmm, chyba nie mamy za dobrych kucharzy, co? Paskudna dieta.
Właściwie, to co się stało? Aaa, dzięki chłopie, dobrze wiedzieć. Ty, patrz, jakie ona ma nogi. Chyba jeszcze tu zostanę, he, he. Zostawić ją? To twoja babka, czy jak? Dobra, spokojnie. A ten Kwiatek ,to wasz szef chyba? Pokaż go, co? Czego chcę? Słuchaj, Kaktusik, zaczyna mi się podobać ten program... Dobra, jak chcesz, jestem świrem, ale mogę ci się przydać. Tak se myślę, że lepiej jeszcze z deko poczekać z tym rekonesansem. Po co się pchać nie wiadomo gdzie, jeśli jeszcze tu nic nie jest pewne. Kucharza trzeba zmienić! I słuchaj: trochę trudno się tu bronić, trza coś wymyślić. Na początek zróbmy tak: skrzyknę paru osiłków, uzbroimy ich i to będzie nasza gwardia na wszelki wypadek. Co ty na to?

KARTA - BARBARZYŃCA

DANE:
Imię - Thomas
Wiek - 29 lat
Wzrost - 197 cm
WYCIĄG SIECIOWY: Poszukiwany listem gończym i trzykrotnie skazany na dożywocie w systemie gwiazdy Deneb. Oskarżony o wielokrotne zabójstwa, napady, dezercje, ucieczki z więzienia, szantaż, wyłudzenie, przywództwo buntu (trzykrotnie), skrajną postawę anarchistyczną i inne. Zaocznie skazany na karę śmierci za nieudany przewrót w kolonii na Charonie.

ZAPIS: Tak, słyszę. Nie, do diabła, to nie ja! Wiesz, Kaktus, ty mnie już normalnie wkurzasz. Wiem, że kradną, mnie też ukradli nóż. Na co by mi były książki medyczne. Posłuchaj ostatni raz, ty gnoju! Mam cię dosyć.
Obudziłem się w tym bajzlu, dobrze, to nie twoja wina. Wszyscy głodujemy, marzniemy, mokniemy, a moja dziewczyna dostała gorączki. Wiem, chcesz co zorganizować, ale na razie twoja organizacja nic nie dała.
Wyłamuję się, co? Dobrze, jestem aspołeczny. Czemu stuknąłem tego faceta? Bo sobie wziął mój miecz. Nie ma nic bardziej świętego niż ten miecz, rozumiesz to? Jeżeli go tkniesz, to ciebie też zabiję, ot co. Al-Fashir ma rację. W tym syfie nic nam nie pomoże. Hej, Al, zrywamy się, co? No dalej, precz z tyranią i samowolnymi rządami Kaktusa. Anarchia górą!
No i co ty na to? Pewnie ci teraz głupio - nie stawaj mi na drodze. Zabieram ze sobą Jeannie, jak będziesz mi przeszkadzał to cię zabiję. Sam potrafię się nią opiekować, po co mi twoi pielgrzymi. Co ty tu masz, drugą "Mayflower"? I może założycie Stany Zjednoczone Hitalii? Ha! ha! ha!
Fashir, idziesz z nami? Ruszam po wschodzie drugiego księżyca, może będzie trochę widniej niż w tym wstrętnym kraterze. Jak się zdecydujesz, daj znać.

KARTA - J.G.

DANE:
Imię - Jean
Wiek - 24 lata
Wzrost - 171 cm
WYCIĄG SIECIOWY: Poszukiwana w układzie gwiazdy Deneb za ukrywanie i współpracę z kryminalistą oraz poglądy anarchistyczne. Skazana zaocznie na dwanaście lat.

ZAPIS: Słyszę cię. Tak, wiem, mój facet znowu sprawia ci problemy. Nie, nie pogadam z nim. Słuchaj, palancie. Mam gorączkę, łeb mi pęka, wszystko mnie boli. Chcesz sobie pogadać, to przyjdź do mnie.
Przestań narzekać, co z ciebie za dowódca. Thomas ma rację. Trzeba się stąd jak najszybciej zrywać. Weźmiemy, co nam się spodoba, "Fenix" nie jest twój, nie masz prawa niczego nam zabraniać. Właśnie, że wezmę! Wspólne zapasy? Dobro innych? Chłopie, jesteś idealistą i fantastą. I tak wszyscy nie przeżyją. Mam głęboko całe twoje wodzowanie - wiesz o tym. Nie, nie podzielę się aspiryną. To moja prywatna. Nie, nie ukradłam jej.
Thomas, dzisiaj? I co powiedział Al-Fashir? Aha, no zobaczymy, fajnie. Ach, Kaktus, byłabym zapomniała. Powiedz Divane, że fajna ta zapalniczka. Zawsze chciałam mieć zippo.

KARTA - DOMAN

DANE:
Imię - brak
Wiek - 22 lata
Wzrost - 193 cm
WYCIĄG SIECIOWY: Były żołnierz gwardii gwiezdnej, zwolniony w stopniu kaprala. Ścigany przez władze Federacji za nielegalny handel bronią, aresztowany, zbiegł z transportu do więzienia. Wyrok: dziesięć lat ciężkich robót na Marianie.

ZAPIS: No, powoli przyzwyczajam się do tego jazgotu w mojej głowie. Hej, Kaktus - mam niewesołą wiadomość. Znalazłem część skradzionych przedmiotów na górze krateru. Same drobiazgi: książkę medyczną (wygląda na nadgryzioną, nie jestem stomatologiem, nie znam się na tym), chyba jakieś pióro, tak - to parker - niezły. Jakieś strzykawki z powyginanymi igłami. Jakieś papiery i parę świecidełek. Wokół nie ma żadnych śladów, obejrzałem wszystko dokładnie, znam się na tym.
No dobra - jestem do twojej dyspozycji, a tymczasem rozejrzę się jeszcze.
A, pospieszcie się z ewakuacją, wygląda to nienajlepiej.

KAKTUS: Słyszałem się. Tylko, żeby się wynieść, musimy mieć dokąd i trochę się wzbogacić. W samych gaciach daleko nie zajdziemy. Skoro już przy tym jesteśmy: w kwestii kradzieży sprawę mamy chyba rozwiązaną. Po pierwsze - zwierzątka, jak sądzę, po drugie, ta chora panienka od Barbarzyńcy. Przy okazji - chłopcze, lepiej tu nie wracaj. Jeżeli zabiłeś kogoś z naszych, to żyj sobie gdzieś daleko. Jeżeli cię tu zobaczę, to jesteś martwy. Tym razem nie żartuję.
Odpowiadam Corederowi: Stary, od kapitana nie ma wieści. Jeżeli odstrzelili mostek, to polecieli w ocean. Mają lepszy sprzęt niż my, o ile przeżyli, sami się zgłoszą.
Odpowiadam Lanton; Słonko, z tymi drapieżnikami nie przesadzałbym. Jeżeli zejdą do krateru, będziemy je mieli jak na patelni, poza tym dookoła step spłonął, nie sądzę, żeby miały ochotę leźć przez pogorzelisko.
Do wszystkich: nadal mamy działający szpital, ci, którzy potrzebują pomocy, niech się zgłaszają do Kerica i Jotki. Dalej: organizujemy rekonesans. Chętni niech się uzbroją i idą na wschodnią stronę krateru, czeka tam na was Lanton, podobno znalazła strumień, no i ma analizator pokarmów. Szukajcie miejsca pod nowy obóz, potrzebujemy też wody, żarcia i opału. Niczego narazie nie jedzcie. Mięso trzeba najpierw zbadać. Jeżeli występuje niezgodność białkowa, potrujecie się jak świerszcze. Trochę broni zostawcie, możemy jej potrzebować na miejscu, poza tym, jeżeli władujecie się w kłopoty, ktoś musi iść i wyciągnąć wasze tyłki z łajna.
O'Callan chciał wrzucić zmarłych do wraku, nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł - raczej należy spróbować wyjąć z niego ludzi.
KAKTUS: Lanton znalazła strumień, ma analizator pokarmów. trzeba bronić się przed drapieżnikami (ale las wokół spalony, więc będziemy je mieli jak na dłoni). Cloudac chce organizować uzbrojoną gwardię (ale jest nienormalny!). Trzeba zająć się chowaniem zmarłych (chętny jest Briscow - drugi psychol); przypomnij też, że ciężko rannych trzeba zanieść do szpitala (Keric), lżej ranni niech się zgłaszają do J. Coreder, z "pazurami" mógłby ewentualnie wejść w skład gwardii, ale niech się nigdzie nie wybiera. Odpowiedz mu, gdzie jest kapitan (h.g.w. albo nie żyje)

Poniższe dane przeznaczone są dla członków grupy zwiadowczej: Wyruszacie. najpierw przemierzasz dno krateru pokryte rudą, przeoraną wybuchem ziemią, pełną odłamków skalnych. Gdzieniegdzie widzisz nadtopione resztki będące śladami katastrofy - odłamki ceramicznych płytek osłony ablacyjnej, jakieś szczątki elementów konstrukcyjnych. Idziecie gęsiego, zachowując odległość, nieufnie. Prawie nikt nie rozmawia. Śmierdzi spalenizną. Nie słychać zwierząt. Tylko postukują puste, plastikowe kanistry, kamienie zgrzytają pod nogami. Krater skrywa cień, na razie nie jest gorąco.
PODEJŚCIE - Zbocze krateru jest strome, ok. 75 stopni, ale to nie skała, lecz nierówne usypisko. Gleba jest gliniasta, niezbyt śliska, można czubkami butów wybijać w niej prowizoryczne stopnie, można też chwytać się kamieni, ale trzeba uważać - niektóre są luźne. Upadek, zwłaszcza spod szczytu, może zabić - od dna krateru dzieli cię dystans pięćdziesięciu, sześćdziesięciu metrów koziołkowania po kamienistym zboczu.
STREFA POŻARU - wychodzicie na szczyt - zbocze południowo-zachodnie. Widok na zachód : Wnętrze owalnego krateru, ma południu zakończone pagórkowatym usypiskiem, w które wbił się wasz statek. Widać ciemny otwór tunelu prowadzącego do wraku oraz maleńkie z tej odległości i niechlujne obozowisko z posłaniem ułożonym wokół kopcącego ogniska. Widać też prymitywny daszek błyszczący aluminiową tkaniną, który pokrywa lazaret, widać kilka prymitywnych namiotów. Wokół kręci się grupka rozbitków, z tej odległości wyglądająca wyjątkowo bezbronnie i żałośnie, na myśl o tym, że większość z nich uważa się za jednoosobowy pluton egzekucyjny, nie wiesz, czy masz się śmiać, czy płakać. jednocześnie uświadamiasz sobie, że chcesz, czy nie, najprawdopodobniej do końca życia będzie to twoje jedyne towarzystwo. Jedyni przyjaciele, krewni, sąsiedzi albo kochankowie, jakich możesz spodziewać się od losu. Tamto minęło - powrót do cywilizacji oznacza gorszy los niż pozostanie tutaj, a na dodatek jest niewykonalny technicznie. Uświadamiasz sobie, że jesteś tu na zawsze.
Widok na południe: Widzisz górę na tle nieba. Gołe granitowe zbocza z czarnymi plamami zwęglonej eksplozją roślinności. Z twojego punktu widzenia trochę przypomina widzianą z profilu stożkowatą czaszkę jakiegoś goryla czy yeti; drugi, niższy szczyt ma zaokrąglony kształt małpiego pyska. Nazwij jakoś tę górę, w końcu oznacza historyczne miejsce. Miejsce, w którym narodziłeś się dla nowego świata. Za szczytem i krawędzią wysokiego klifu widać pasek oceanu. Mniej więcej od połowy zbocza, od twojej strony, majaczy pomiędzy skałami cieniutka, srebrzysta niteczka. Strumień?
Widok na wschód: niewysokie, ale strome, granitowe pasmo górskie.
Widok na północ: Oprócz dymiącego pogorzeliska niewiele widać. Widoczność najwyżej piętnaście metrów, bijący z ziemi siwy dym gryzie w oczy i zasłania widoczność. Napotykasz przegradzające drogę walcowate kształty przypominające pnie, ale trącone nogą rozpadają się w chmury gorącego popiołu. Jeżeli były to drzewa, to spłonęły tak szybko, że nie zdążyły się rozpaść. W nozdrza bije woń spalenizny, trochę przypominająca zapach tlących się liści, a trochę tranu. Musicie przebrnąć przez to piekło i wędrować na północny wschód. Czeka cię jakieś półtora kilometra marszu.
STREFA POWALONYCH DRZEW: Po dłuższym czasie zaczynasz mijać drzewa, które nie są już spopielone, lecz osmalone zwyczajnym pożarem, wszystkie leżą koronami na wschód, nadal niewiele widzisz w dymie, tym bardziej, że wiatr niesie go od pogorzeliska w waszą stronę, ale nie ma tu otwartego ognia. Trochę żaru, gdzie niegdzie łyskają nieśmiałe płomyczki. Prawdopodobnie podmuch eksplozji ugasił pożar.
Drzewa nie były wysokie, zapewne miały po trzy, cztery metry. Natomiast ich korony były rozłożyste, Niebywale gęste, o splątanych konarach powyginanych w płynnych, kolistych splotach niczym zdrewniałe liny. Na domiar złego gałęzie są najeżone twardymi jak kość, czterdziestocentymetrowymi cierniami. Przedzieranie się przez te żywe zasieki w kłębach gryzącego jak gaz łzawiący dymu to istna udręka. Szybko tracicie się nawzajem z oczu. Znienacka rozlega się ogłuszający trzask, widzisz niewielki rozbłysk, a za chwilę spada na ciebie deszcz kolczastych odłamków i czujesz porażający smród zjełczałego oleju. Niektóre drzewa, poddane działaniu temperatury, eksplodują. Wybuchy jednak rozlegają się z rzadka.
Twoi towarzysze rozbiegają się w panice i teraz na dobre tracisz ich z oczu. Musisz kontynuować wyprawę samotnie albo wrócić do obozu. Nie zapominaj, że musicie znaleźć wodę, miejsce pod nowy obóz oraz żywność.
Co teraz zrobisz? Co ci się przydarzyło?

--- --- ---

Plik utworzony: 27-10-1996
Ostatnia modyfikacja: 04-01-2001
Copyright (c) Łukasz Grochal Wojciech Gołąbowski 1996 - 2001