DE FALCO, jr III

Hej, hej!!! Zaczekajcie na mnie! Przecież idę z wami do lasu! Uff, trzeba tu zrobić jakieś drogi... Przynajmniej ścieżkę... Zabić się można na tych kamieniach...
Jak to, gdzie mam broń? Nie mam żadnej. Nie umiałbym się nią posługiwać. No dobrze, znajdę sobie jakąś pałkę. Ale jakby co, to pomożecie? Nie, nie jestem mięczakiem. Nie zwykłem tylko załatwia takich spraw własnymi rękoma... Po co idę z wami? Ha! Gdy byłem dzieciakiem, wymykaliśmy się czasem do lasów Falcorum. Na "polowania". Mam nadziej, że pamiętam jeszcze, jak z gałęzi i traw robi się wnyki. Wymyśliliście już coś w sprawie złodzieja? Nic poważnego? Szkoda. Ukradł mi pióro, w sumie nieważne, mam takich na kopy... Ale żeby tutaj? Cóż, ludzie wszędzie są tylko ludźmi.

NATCHNIONY

Jeżeli ktoś chce przyjąć Wiarę, niech do mnie podejdzie. O ile okaże się godny, stanie się Prawdziwym Dzieckiem Boga. Mam teraz na sobie śnieżnobiałą szatę. Po niej mnie poznacie. Jeżeli ktoś waha się pomiędzy Bogiem i Ciemnością, przedstawię krótki zarys Wiary. Otóż Bóg, który mieszka we mnie, nienawidzi cywilizacji, która czyni z nas dzikie zwierzęta. Nie, przysięgam, że nic wam nie zabrałem! Bóg chce, byśmy poszli do lasu i tam żyli w harmonii z naturą. Tak, bracie, zaraz ci pomogę.
Bóg każe wybudować kapliczkę, do której mogliby przychodzić Wierni. Ostrzegam, że Bóg zabija cyborgi - moimi rękami. Nie interesują mnie kobiety ani władza. Ja mam tylko szerzyć Wiarę. Zaprawdę powiadam wam, pójdźcie za Głosem Boga!
Pamiętaj, Kaktus, nie rób mi trudności przy zbieraniu wyznawców Prawdziwej Wiary, ani przy budowaniu kapliczki. Jeżeli będziesz utrudniał, Bóg cię ukarze.
Za chwilę idę do lasu, by poszukać miejsca pod kapliczkę. Kto chce, niech idzie ze mną. Nikt mnie nie powstrzyma. Biorę tylko worek. Na mym posłaniu połóżcie rannego, byle nie cyborga.
Jeszcze jedno. D'Albero, Pan karze niedowiarków w pierwszej kolejności. I nie jestem "cretino".

PRADERA

Stoję sobie na skraju wielkiej dziury, patrzę w dół i nie wiem - śmiać się, czy płakać? Jeśli to miał by Raj, to popełniliśmy za dużo grzechów pierworodnych.
Szanowny Tomaszu Barbarzyńco i ty, nieznajoma pani Jean: czy zechcielibyście zaczekać chwilę w pobliżu? Chciałbym jeszcze chwilę tu pomyszkować, wybrać co wartościowsze jednostki. Niektórzy rokują spore nadzieje - ten Smar-coś tam, na przykład; tylko ciekawe, czy ma uczciwe zamiary? Może i warto zejść po tę jego kostkę, ale niestety, też nie jestem supermanem, a głowa boli mnie coraz bardziej. Jak ktoś chce, dla sprawy lub korzyści materialnych, to proszę bardzo.
Towariszcz Siemionow, mam nadzieję, że twoja swabodnaja, russkaja dusza otrząśnie się z szoku po katastrofie i podążysz za nami? Ej, ludzie! Wszyscy, którzy mają zamiar spędzić tu życie inaczej, niż usługując Kaktusowi i jego gwardii przybocznej - zgłoście się! Nie musicie iść z nami, dajcie tylko znać, chciałbym wiedzieć, ilu was jest.
Barbarzyńco, nie idź jeszcze, gdzie ci tak spieszno? Posłuchaj chwilę: musimy wiedzieć z grubsza, co tu się będzie działo. Sam widzisz - Kaktus obwołał się już Najwyższym Sędzią, skazuje na banicję (gratuluję pierwszego wyroku w tym świecie!), zaczyna tworzyć jakieś wojsko. Widzę dwa wyjścia: albo odejdziemy tak daleko, żeby nas nie znaleźli, albo zostaniemy w pobliżu, przeciągając jego ludzi na naszą stronę. Nie chciałbym, aby historia cywilizacji na tej planecie skończyła się ogólną naparzanką wszystkich ze wszystkimi.
Oczywiście, jak nie chcesz, to nie. Tylko nie myślcie sobie - wy, co tu być może idziecie - że chcę być jakimś opozycyjnym wodzem! Jak anarchia, to anarchia. Mogę tylko służyć radą. Zresztą, ani ja najmądrzejszy, ani najsilniejszy, tyle że bardziej ideowy. Aha, Tom (mogę tak cię nazywać?), jeżeli twoja kobieta potrzebuje pomocy medycznej, mogą być kłopoty. Ci lekarze maj chyba dość konserwatywne poglądy społeczne. Ja ci nie mogę pomóc, dlatego myślę, że powinniśmy zaczekać gdzieś w pobliżu. Może znajdzie się jednak jakiś cwany konował?
Niepokoi mnie trochę to, co już się dzieje. Uzbrojona gwardia, no, no... A to dopiero drugi dzień. Co będzie jutro? Podatki i obowiązkowa służba?
O, Natchniony, dobrze, że cię złapałem: nie poszedłbyś z nami? Sam widzisz, technikę mamy na poziomie mieczy i noży, nikt by ci nie przeszkadzał w głoszeniu Słowa, a ja sam chętnie bym z tobą pogadał... A ty, koleżanko Lanton, wściekła na świat i jego męską połowę, jeśli nie chcesz oglądać rudej mordy Kaktusa - z nami nie będziesz musiała! jakby co, to jestem na południowym skraju krateru, z widokiem na jakąś górkę i morze.
Jak się zbierzemy, to nawet wiem, gdzie można pójść: słyszeliście, gdzie spadła ta kapsuła? Te jełopy ze zwiadu poszły w inną stronę, ciekawe kto nimi dowodzi? Tom, myślisz, że zdążylibyśmy zszabrować co nieco z kapsuły, zanim tamci się do niej dobiorą?
Dobra, ludziska. Ja teraz siedzę i myślę. Anarchiści, outsiderzy, aspołeczni i inne męty wszelkich systemów - łączcie się!

KARTA - SCOTT

DANE:
Imię - Douglas
Wiek - 28 lat
Wzrost - 128 cm
Pochodzenie: Ziemia; biały.
WYCIĄG SIECIOWY: Kupiec, przemytnik, handlarz bronią, dobry pilot. Aresztowany przez Federalną Służbę Bezpieczeństwa podczas próby wywiezienia ściśle tajnych dokumentów. W zamian za obniżenie wyroku zgłosił się do karnego batalionu Gwardii Gwiezdnej. Zaginął w potyczce z przemytnikami w systemie Ross 128.

ZAPIS: No cóż, mogłem się tego spodziewać... Przy moim pechu to nic dziwnego. Nie dość, że spędziłem cały pieprzony rok na piątej planecie systemu Ross 128, gdzie lądował awaryjnie mój statek po starciu z przemytnikami, to teraz musiałem dostać się tutaj. Normalne draństwo. Tam sytuacja była nawet nieco lepsza - mieliśmy broń, statek, realne perspektywy ratunku. A tutaj, na Hitalii - wrak statku, żywności i wody tyle, że właściwie ich nie ma, a broni niewiele więcej...
Ale trzeba wziąć się w garść. Ostatecznie jestem w jednym kawałku - po prostu zdumiewające.
Muszę odnaleźć O'Callana. Podobno szukał ludzi, którzy znają alternatywne metody polowań, czy coś takiego. Nie jestem może wielkim twardzielem, ani komandosem, ale szkolenie w tajnych batalionach GG jest naprawdę wszechstronne i objęło także sposoby przetrwania pilota po awaryjnym lądowaniu. Cóż, o wnykach, wilczych dołach i sidłach mam jakieś pojęcie.
Fajnie byłoby wyskoczyć nad ten strumień, o którym mówiła Lanton. Wiadomo, i zwierzątko chce pić, więc warto chyba przygotować tam kilka pułapek. Może są tam jakieś jadalne ryby? Można upleść sieć - w czasie mojej wycieczki widziałem nawet odpowiednie liany - zrobić kilka ościeni czy czegoś w tym rodzaju.
Ale gdzie, do licha, jest O'Callan? Obszedłem cały obóz i nie znalazłem faceta. Może polazł już do lasu? Kurczę, gość ma talent do znikania...

LANTON

...zresztą zaraz się uduszę w tym hełmie, nie mogę go ciągle nosić. Badyl jadalny. Ale nudy! Trzeba być takim cudakiem, jak Peter, żeby gustować w tej całej "naturze". Muszę sobie zorganizować jakieś rozrywki. Tylu facetów się tu kręci! Badyl trujący. Nie bądź głupia, Enid, nie możesz ich wykorzystać zgodnie z przeznaczeniem. Chciałabyś potem rodzi na posłaniu z zielska? Odcinać pępowinę nożem? No, nóż mam, ale na historycznych filmach zawsze najważniejsze jest gotowanie wody. Właściwie po cholerę te sagany wrzątku? Przecież nie polewają nim rodzącej ani bachora. Może myją ręce? Co to znaczy "brak wartości odżywczych"? Jezu, Enid, ale ty masz problemy! Aha, grzyby też są ponoć mało odżywcze, ale za to jakie smaczne. Właściwie to draństwo, że w cholernej erze podróży kosmicznych kobieta wciąż jest niewolnicą fizjologii. Podobno sztuczne macice wytwarzały autystyczne potworki, ale na mój gust powinni się lepiej postara. Głupi ten analizator, albo zepsuty, miał szukać czegoś podobnego do herbaty i co? Mam uwierzyć, że w całej tej stercie nic się nie nada do zaparzenia? To po co się wysilam? Do diabła z tym zielskiem. Lepiej przyczaj się w miejscu widokowym i wchłonę trochę cywilizacji przez lornetkę. Zawsze to jakieś urozmaicenie.
Istne mróweczki, gromadzą przy wraku każde badziewie, jakie uda im się znaleźć. O, jeden dłubie przy motorze, co za swojski widoczek, chłopcy przy śmietniku też ciągle reperowali jakieś wraki. Jeden żółtek, paru beżowych, zdecydowana większość biała. Na rudego nie będę patrzeć... Właściwie wygląda lepiej niż Peter, ale to żadna sztuka. Czy ta zołza myśli, że wystarczy pokręcić mu przed oczami takim chudym tyłkiem? To jest przywódca stada, idiotko. Nie weźmie tego, co samo lezie w ręce. Takiego faceta trzeba podpuszczać dużo sprytniej... Przecież telepatia wszystko zmienia. Stare, dobre sposoby można o kant dupy potłuc. Szaleńcze pożądanie trzeba naprawdę czuć i... o, nie! Cholera, cholera, niech to jasny szlag trafi! Koniec z udawaniem orgazmów!
Chociaż... są też dobre strony. Popatrz na swojego czarnego Romea, Enid. Przez lornetkę wygląda, jak każdy, a kiedy stał przede mną i myślał o tym, co chce zrobić, gotowa byłam przysiąc, że to najseksowniejszy mężczyzna we wszechświecie. Udawane orgazmy? Koniec z tym gównem! Wszystko będzie prawdziwe i to podwójnie. Żadnego udawania Zdrada pierwsza będzie zarazem ostatnią i myśli też się liczą. Boże, dopomóż! To nic, facetom będzie gorzej, nareszcie! Żadnych gwałtów. No bo jaka erekcja ostanie się wobec żywiołowej niechęci, pogardy i wstrętu? Koniec z zadufaniem i fałszywymi wyobrażeniami o własnych możliwościach. Ha! Koniec ze słodkimi słówkami! Prawdziwa miłość, albo rzetelne umiejętności, tylko to będzie się liczyć od drugiego razu. Szkoda, że mnie to też dotyczy. Prawdziwa miłość... bo jakoś nie sądzę, żeby on się zadowolił umiejętnościami. To jest pan Wszystko Albo Nic. Czy to musi być on? Jesteś głupia, Enid, wiesz? Wybrałaś drugiego Petera, a popatrz na te piękne ciała dookoła. Czego im brakuje? No tak - tego dreszczu. Wyzwania. Złości. Tego... O mój Boże. Co to było? Czy on może mnie słyszeć, kiedy ja nic o tym nie wiem? To draństwo, nie jestem jeszcze gotowa. Jak mogę coś zdziałać, jeśli on oszukuje? Nie ma przebacz, zanim z nim skończę, będzie chodził na rzęsach i błagał o litość.
Potrzebuję informacji. Telepatia wszystko zmienia, ale do jakiego stopnia i w jaki sposób? Mężczyźni rozumują inaczej. Muszę się dowiedzieć, jak. Ba! Może i mogłabym, ale musiałabym mieć kogoś do eksperymentów. Seks wypadł z programu badań, więc najciekawszych rzeczy i tak się nie dowiem...
A gdyby tak podsłuchać któregoś z nich, gdy tylko przygrucha sobie jedną z tych ekshibicjonistycznych panienek... A nawet wcześniej, bo chyba muszą sobie jakoś radzić? Musiałabym poćwiczyć niemyślenie, żeby się nie zdradzić... Genialny pomysł, Enid! Zrób coś takiego zawodowemu mordercy, a zabije cię na zasadzie odruchu warunkowego. Ta telepatia mnie ogłupia. Najpierw chciałam ją sprzedać, potem wytępić, a teraz chcę jej nadużyć w kretyński sposób. Peter miałby uciechę, zawsze twierdził, że nie potrafię wytrwać przy jednej opinii nawet przez dobę. Nawet jeśli, to co w tym złego? Zresztą wcale nie zmieniłam zdania, telepatia ciągle wydaje mi się niebezpieczna. Jest jak... naładowana strzelba. Można jej używać, ale trzeba uważać. Ciągle to samo, koniecznie muszę dowiedzieć się więcej o broni, którą zamierzam walczyć.
Czy oni idą tutaj? Analizator ich skusił, trudno, Enid, wygadałaś się, a za błędy trzeba płacić. Przebadałam na tej górze wszystko, co się nie spaliło, więc z głodu nie umrę. Ale za darmo nie oddam. To jest okazja, na którą czekałam. Jak tu przyjdą... Nie, nie będę wymachiwać pistoletem, co prawda mam hełm i mogłabym blefować, że niby ich pozabijam, jakby co, ale po co kusić los. Schowam się, tak będzie bezpieczniej, zaraz znajdę odpowiednie miejsce. Dostaną analizator, jeżeli jedne z nich zostanie ze mną jako królik doświadczalny. Będę ostrożna. Do jaskini ewentualnie mogę go doprowadzić pod groźbą broni... Pięknie. Potem go pewnie przywiążę sznurkiem, tylko ciekawe do czego? Na szczęście czynny opór nie stanowi problemu, bo w momencie przywiązywania biedna ofiara przemocy będzie już totalnie osłabiona ze śmiechu. Enid, weź się lepiej do czegoś, na czym się znasz. Dogadaj się! Schowaj ten śmierdzący hełm i powiedz uczciwie, czego chcesz, a czego nie. Trzeba wierzyć w ludzi, może znajdzie się w tej grupce ktoś, kto też chciałby badać telepatii , a nie tylko pomstować na nią. W końcu on dowie się tyle samo co ja.
Tak zrobię. Niemożliwe, żeby wszyscy byli zblazowani do szpiku kości. Gdyby Bóg objawił im się w krzaku gorejącym, czy ucieszyliby się tylko z możliwości przypalenia papieroska?

COREDER

Tfu..! O mać...! A żeby szlag trafił to cholerne drzewo! Chociaż właściwie, to właśnie trafił... Hej, ludzie! Pomóżcie mi. Hej! Jest tu kto?! Kurna, co mnie podkusiło, żeby nawiewać z Rossa? Nie wiem czy kopalnie uranitów na Lucyferze nie byłyby lepsze... Przynajmniej wiedziałbym, od czego zdechnę. I kiedy. Oczywiście, cała ta banda degeneratów upłynniła się. Wszystkie piekła, cuchnie tu jak w kompostowni. Tfu! Wszędzie mam popiół, nawet w zębach chrzęści. Wstajemy... No, chyba nic nie złamałem. Ręce, nogi... OK. Gdzie te pieprzone pojemniki? Jeden się lekko przysmalił, ale nic to. Jest tu kto?! Cisza w głowie. Dobra, chwilowo mamy inne zmartwienia. No tak, chyba się zgubiłem... Spokojnie, nadal pamiętam, gdzie jest obóz... Pamiętam?! O kur..! Zaraz... na południe od obozu była ta góra... Jak dwa nierówne półdupki... Jest. Czyli północny wschód jest w tamtą stronę.... Uff. Shields down, alarm cancelled - situation under control. Słońce mamy po prawej ręce, czyli im później, tym bardziej będzie grzało w plecy... Cholera, z czego były te drzewa? Śmierdzą jak palony gnój. Ash nazg! A to co? Pieczony pięciostopowy ptaszek z czterocalowymi ząbkami. No, jeżeli w tym lesie są takie przyjemniaczki, to ja przepraszam. To, zdaje się, miał być raj?! Chyba lepiej mieć moje "pazurki" w pogotowiu... Trzeba się stąd zabrać, let's see... szukam wody, schronienia i czegoś do żarcia. Zaraz, zaraz, jak to szło... "Ekosystemy leśne, zarówno typu ST1, jak i ST2, rozwijają się wyłącznie na obszarach o stałej średniej wilgotności gleby, nie przekraczającej 27%". Czyli gdzie las, tam możliwe, że i woda. Gdzie woda, tam coś do jedzenia. Czy chcę, czy nie, trza mi do tego lasu... No więc, idziemy... Ciekawe, żadnych much, komarów, motyli... Czy tu wcale nie ma owadów..? Chociaż, może to i lepiej, nie trzeba nam jeszcze pokąsanych przez jakieś świństwo. A oto i pierwsze drzewka... Ffff... A ja myślałem, że to tamte spalone śmierdzą... Mam nadzieję, że nic mi nie wskoczy na plecy...ścieżka! Spokojnie, chłopie, myśl! Ta drożyna wygląda na dość starą i często użytkowaną. A coś, co ją wydeptało musi być całkiem spore. Robi się coraz fajniej. Chyba z niej nie skorzystam. Jej właściciel mógłby to uznać za nadużycie i się wkurzyć. "Nisze ekologiczne obejmujące stosunki antagonistyczne, takie jak drapieżnictwo i inne, zajmowane są przez organizmy wysoko specjalizowane i przystosowane do takiego sposobu zdobywania pożywienia". Nic, tylko spotkać takiego specjalistę... ponieważ jesteśmy tu gośćmi, starajmy się nie robić zbytniego hałasu... Ktoś wrzeszczy? Gdzieś daleko, po prawej... Jeśli to ktoś z "Fenixa" to mam nadzieję, że to okrzyki radości... No, chyba, że to ten "Kunan" z mieczem... Chociaż podobno bogowie chronią głupców... Jeśli tak, to on może być nieśmiertelny... Czy ja naprawdę widzę strumień? Zaraza, gdzie ja jestem? Cholera, skraju lasu nie widać, dookoła nic charakterystycznego. Jak tu drugi raz trafić... Jakieś piętnaście minut w tempie marszowym tą ścieżką i przy tym krzywym drzewku w lewo... Zrobimy nacięcie na korze tutaj i kilka wracając i chyba powinienem tę polankę... Mam nadzieję, że ta wo... Spokojnie, tylko spokojnie... to bydlę wcale ni ma złych zamiarów... jest tylko ciekawe, bo widzi człowieka pierwszy raz... Kurwa, gdzieś ty Coreder miał oczy, jakeś tu lazł... To pewnie wodopój, albo coś takiego... Nie atakuje, tylko węszy... Może on słabo widzi? Jak mówiła ta panienka? Wyczuwają strach i agresję? Na szkoleniu w Campbell's mówili o strachu: "Jeśli się boisz, zajmij czymś umysł. Nie daj strachowi zmienić się w przerażenie - przerażenia nie można kontrolować". Zasrani mądrale... Nie ruszaj się, Coreder, ten zwierzak zaraz sobie pójdzie... za chwilę... tylko się nie ruszaj... Jeśli on to widzi, to widzi te trzy ostrza z usieciowanych krystali... bardzo ostre... jesteś uzbrojony i on wcale nie ma ochoty cię atakować. Bardzo nieprzyjemne, ostre pazury i on wcale, ale to wcale nie chce cię zeżreć. On tylko sobie tędy przechodził. Je to zielsko? On jest roślinożerny i niegroźny... duży, ale całkowicie niegroźny... Nie ruszaj się..!
Wszystkie piekła! Trzęsą mi się ręce... muszę usiąść. Głowa do góry, chłopie, wyszedłeś z tego shitu. Bogowie, jak chciałbym teraz zapalić... Uh, to nie było to, co tygrysy lubią najbardziej... co ja wygaduję, jeszcze tygrysów mi trzeba, spieprzam stąd i to w minutę osiem. Zaraz, co ta cholera żarła? Chyba to.. co to za nędzny gatunek? Dobra, będę się zastanawiał później. Byle na wolną przestrzeń, tam przynajmniej nic mnie nie może podejść niepostrzeżenie.
Jakie te baniaki ciężkie!
No dobra, wylazłem z tego cholernego lasu. Pięknie zaczyna się ten pobyt, nie ma co. Najpierw rozpieprz przy lądowaniu, teraz takie cholerne safari.. no nie - nie będę nosił tych kilogramów wody! Z ciężarem na plecach słabo walczy się albo ucieka... Tak. Włożymy je w ten wykrot, a teraz potrzebujemy jakiegoś kija... o, właśnie takiego. Teraz uwiązać do niego chustę.. Ślicznie, mamy zaznaczoną tę cholerną wodę. Wracać do obozu? Upłynęły dopiero jakieś dwie godziny Południe blisko. Nie, jeszcze nie wracam. Odsapniemy chwilkę i idziemy dalej. Ale teraz znajdę sobie jakąś solidną lagę , zanim znowu wlezę do tej puszczy.

OBUCHOWITZ

Jezu, jak pod obstrzałem! Ależ to tnie! Cholera z tym dymem! Dobrze, że zasłoniłem sobie usta. Biegnę, byle dalej z tego piekła. Dym, dym, ogień i eksplozje, wysyłające śmierć we wszystkich kierunkach... Znowu! Boże, jak w ofensywie na Kalkaner! Ludzie, nie widzimy się, ale was odbieram! W końcu na coś ta telepatia się przydaje! Do przodu, ten pas zwalonych drzew już się kończy! No... uff, w miarę świeże powietrze. Chodźcie tu! Dziwne te drzewa. Brian, naprawdę mieliście na Erinie coś takiego? Dla mnie wyglądają trochę jak te z Val Archak. Zaraz się przekonam, czy to takie same. Dobra, jest sok. Pytanie, czy pitny...
Ciekawe, czy to drzewo da się ciąć. Z kilku splecionych stalowych włókien zrobiłem sobie piłę. Won z tymi kolcami! No... mniej więcej. jak się zbierze kilka osób, to może da się taką piłką ściąć coś większego. Hmm... a to co? jakaś na wpół spalona ptica. pewnie nie zdążyła uciec z pożaru, chociaż próbowała. Ptak śmierci opasujący swoimi skrzydłami tych, którzy są skazani na zagładę. Ma zęby czy jak? Witaj Lhaea. Czy to to nazywasz latającą piranią? Rzeczywiście, wygląda średnio mile.
Gorąco robi się nie do wytrzymania. Dobrze, że wiatr pędzi od nas te resztki dymu. Wiążę sobie bandanę na głowie i rozglądam się po okolicy. Niedaleko rozpościera się normalny las, taki jak ten powalony. Gęsty dach z liści na niskiej podporze pni. Dostrzegam jakąś zieloną łachę... zaraz, to się rusza! Aha, stado. Wielkie stado czegoś, co wygląda trochę jak zielony, opancerzony od góry bizon. Spokojnie obgryza jakieś małe krzaczki. Mam cichą nadzieję, że można je będzie zamienić na steki. Jak mi ktoś pożyczy pukawki, to spróbuję polowania. Co poza tym? Tuż za stadem znów zaczynają się góry. Po drugiej stronie wyrytego przez nas wąwozu wydaje mi się, że majaczy coś jakby mnóstwo suchych traw. Step? Trzeba by podejść bliżej. Ale na razie jest za gorąco, by cokolwiek powiedzieć. Powietrze faluje, chodź do południa jeszcze trochę czasu zostało. Wracam, kierunek na ten Mount Yetiverest. Wolę zdezynfekować sobie te ranki, zanim nabawię się jakiejś zarazy. Ścinam trochę gałęzi ze zwalonych drzew. Możemy je spalić, możemy zrobić z nich wał wokół obozu. Skutecznie utrudniają przejście. Jak się trochę ochłodzi, to trzeba tu przyjść większą grupą i zebrać ich więcej. Myślę, że cały obóz można przenieść bliżej wysuniętego jęzora powalonego lasu. jakby coś próbowało nas podejść, to powinniśmy to odpowiednio wcześnie zobaczyć. Z gałęzi skleci się jakieś szałasy lub coś takiego, o opale nie wspominając. jeśli ten sok nada się do picia, to jesteśmy uratowani. Ich odpowiedniki z Val Archak mają tego tyle, że są w stanie napoić dziesięć osób. Co od zwierząt, to najgroźniejszym okazem jest jak narazie ten ptak z ostrym dziobem. Z tego, co mówi Lhaea, wynika, że jego żywi krewniacy są całkiem szybcy. Poza tym latały tam jakieś owady i coś takiego małego, co wyglądało na dziennego nietoperza. Można też polować na owe dziwne bizony. Dobrze by było przekopać się przez notatki pokładowego komputera, może znajdzie się coś na temat tutejszej fauny i flory.

O'CALLAN

Zbieram chętnych na wyprawę i wyruszam z nimi w stronę lasu. Niektórzy dzierżą dumnie swoje spluwy, ale większość uzbrojona jest w jakieś improwizowane łuki i oszczepy. Większość ma też harde miny - ciekawe, jak będą wyglądać za kilka godzin... kaktus, czy jeśli spotkamy tego kretyna Barbarzyńcę, mamy rozwalić go od razu, czy przyprowadzić do obozu? Aha, jeszcze jedno - jak sądzisz, na jaką odległość można utrzymywać kontakt telepatyczny? Wolałbym się poza nią nie ruszać: jeśli coś się stanie, chciałbym, abyś o tym wiedział.
Do uczestników wyprawy:
Chłopaki, nieważne jak wam się to podoba, jestem dowódcą tej wycieczki i dla naszego wspólnego dobra lepiej będzie, jeśli będziecie mnie słuchać.
Proszę, odłóżcie ambicje do czasu powrotu - tym bardziej, że jeśli to zrobicie, mamy jakąś nadzieję, iż takowy w ogóle nastąpi. Idziemy, w miarę możliwości, dwójkami: pierwsza i ostatnia patrzą do przodu i do tyłu, reszta na boki. Trzymajcie broń w pogotowiu. kaktus, niech może ktoś pozbiera trochę tych płytek i żelastwa. Będzie można zrobić z tego groty do strzał i włóczni oraz rusztowania do namiotów.
Żwawo, chłopaki. Poczujcie się, jak konkwistadorzy - z waszych myśli wynika, iż lubicie takie klimaty. Wszak to teraz NASZ świat. Tylko czy nas zechce? Widzicie tamtą górę w kształcie małpiego pyska? Proponuję nazwać ją po prostu Małpim Pyskiem. Wiem, nie jest to zbyt romantyczne miano, ale łatwo będzie je skojarzyć. Schodzimy do pogorzeliska. Brr, nieźle musiało tu trzasnąć. kto ma, niech zawiąże na ustach jakąś szmatę - chyba, że chce zadławić się pyłem. Niech ktoś też obwiąże sobie łapy szmatami i spróbuje obciąć kilka tamtych cierni. Mogą przydać się jako groty do strzał. Tylko ostrożnie - mogą być zatrute. Uch! Co się stało! Co za kurewskie drzewa! Stójcie, idioci, pogubicie się!
Trzeba odejść stąd jak najprędzej, ale nie wolno się rozbiegać!
Odbiegam na bezpieczną odległość od eksplodujących drzew i usiłuję myślami wywołać członków mojej grupy. Podaję im tak dokładne namiary na siebie, jak to teraz możliwe ( charakterystyczne szczegóły otoczenia etc.) i czekam na nich.

KAKTUS: No, dobra - sprawa przeniesienia obozu wydaje się przesądzona. Wiemy na pewno, że jest tam jakaś woda oraz zwierzęta i rośliny. Problem tylko w tym, które są jadalne. Keric, albo ktokolwiek, kto ma pojęcie o naszym stanie posiadania, czy jesteśmy w stanie zdobyć albo skonstruować analizator pokarmów? Jedyny, o którym wiem, jest w posiadaniu tej Lanton, a ona zdaje się nie bardzo ma ochotę na towarzystwo. A może jednak się dogadamy? Nie chcemy ci zabierać analizatora, tylko wypożyczyć, aż oznaczymy dostatecznie dużo użytecznych gatunków. Sama też na tym skorzystasz, bo będziesz wiedziała, które są OK. To jak?
A przy okazji, ten wrzątek nie był im do niczego potrzebny. Chodziło o to, żeby chłop nie pętał się pod nogami i nie histeryzował, tylko miał zajęcie.
Następna sprawa, to ranni. Pytam obsługę szpitala: czy możemy ich przenieść, o ile zaimprowizujemy jakieś nosze?
Pytanie do wszystkich: czy są chętni na wyprawę łupieską do statku?
Musimy dostać się do kontenerów ze sprzętem.

--- --- ---

Plik utworzony: 27-10-1996
Ostatnia modyfikacja: 04-01-2001
Copyright (c) Łukasz Grochal Wojciech Gołąbowski 1996 - 2001