No ładnie, J. Ledwie wygramoliłaś się z kontenera, a już zaczynasz brać
łapówki? Widzę, że zaczynamy tworzyć własny systemik. Nienawidzę
kapitalistów! Ja żyłam w komunie. Przyzwyczaiłam się. A propos, może
ktoś chciałby kupić ode mnie kilka chipów? Cloudac? Niedrogo, niedrogo!
D'Albero, walę teraz do ciebie! Jak zapewne wiesz, jestem rodowitą
Ziemianką, więc wypchaj się z tym kocem i daj go tej dziwce Lanton.
Kwiaty, kochany, kwiaty, a potem zobaczę, co mogę zrobić dla ciebie.
Tylko wbij sobie do łepetyny, na pierwszej randce nigdy nie... Cholera,
chłodno się zrobiło. No i co się tak gapisz, dawaj ten koc.
DANE:
Imię - Luke
Wiek - 23 lata
Wzrost - 187 cm
Pochodzenie: świat Pretoria; biały.
WYCIĄG SIECIOWY: @dane uszkodzone@ Jestem lepszym hackerem, niż wy
wszyscy razem wzięci i gówno o mnie wiecie! @Dane uszkodzone@
ZAPIS: W lesie jest jeszcze sporo chrustu. Proponuję rozpalić
kilka dodatkowych ognisk wokół obozu. Zawsze będzie cieplej i
bezpieczniej, nie? I trzeba uważać na miejscowe zwierzęta. Poczwara,
którą widziałem w lesie, nie przypadła mi zbytnio do gustu. Na Pretorii
też mieliśmy trochę takich niepozornych stworzonek. Jedno z nich
potrafiło jednym dotknięciem sparaliżować słonia, że o ludziach nie
wspomnę. Naprawdę, kochani. Dostrzegam w naszych szeregach zbytnią
beztroskę. Wszyscy łażą, gdzie chcą i zewsząd znoszą, co im się podoba.
Czy przesadzam? O nie, drogi kłujący przyjacielu. Wystarczy przynieść do
obozu o jednego owada za dużo, byśmy wszyscy zasnęli snem wiecznym.
Dobra, już się zamykam. Nie, nie chcę tworzyć wśród kolonistów żadnej
psychozy. Wierz mi, kaktus, od tego jestem jak najdalszy. Nie chciałbym
jednak zbyt szybko zejść z tego padołu. Ty byś chciał, Nawiedzony? Nie
podoba ci się mój kalkulator? Denerwujesz mnie.
Tak przy okazji, odwiedziłbyś chociaż jakiś "Lumpex" i przestał
straszyć obecne tu panie. Tak, to jest groźba. Co ci zrobię?
Przespacerujemy się do "Fenixa" i na jednym z virtuali zapuszczę ci
"Dzień z życia netrunnera". Jeśli wtedy zwariujesz do reszty, będziemy
mieli pretekst, żeby się ciebie pozbyć. Hej, ludzie! Zakładam "Klub
Niechętnych Nagim Technofobom". Ogłaszam się pierwszym członkiem i
prezesem tego, jakże potrzebnego na Hitalii, stowarzyszenia.
Skoro sprawy pogrzebowo-zapobiegawcze mamy załatwione, to powinniśmy
przygotować się do dłuższej podróży i przeniesienia obozu docelowo nad
ocean. Podwaliny pod pierwsze na Hitalii miasto należy położyć właśnie
nad dużym zbiornikiem wodnym. Póki co, organizuję wypad do odkrytych
przez Kerica kontenerów. Macie podobne pomysły? Wspaniale. W kupie
zawsze raźniej. Hej, Kaktus! Czy w ładowniach "Fenixa" są jakieś środki
transportu? Może małe ścigacze albo gąsienicowe transportery? Nie
wiesz. W takim razie trzeba poszukać w komputerach wiadomości o
wyposażeniu.
Hmm, powrót do wraku? Do tego grobowca? Teraz? Dobra, rozumiem, dla
dobra ogółu i tak dalej. Ale nie pójdę tam sam, o nie! Nie, żebym się
bał, ale wiecie, jak to jest. Ten płonący stosik na krawędzi krateru
nie nastraja mnie zbyt optymistycznie. A na dodatek słyszałem jakieś
strzały, mam nadzieję, że nikt z grupy zwiadowczej nie ucierpiał, bo
bycie pielęgniarką średnio mi się podoba.
Ech, taki Kaktus to sobie pożyje, nie nachodzi się, nie nabiega, siedzi
sobie i kiwa paluchem. Wiem, jesteś ciężko ranny, a dowodzenie to
niewdzięczna robota. A tak na marginesie, popatrzcie, to dopiero byłaby
radocha mieć taką Lanton w domu, upoluje, ugotuje i jeszcze pohasa
wokół domu, żeby sprawdzić, czy coś nie czyha na twoje życie gdzieś w
krzakach. Dziwię się, kto taką babkę dobrowolnie wypuścił z rąk, chyba,
że sama sobie poszła. Takiej to nie zatrzymasz, jeśli nie chcesz
skończyć wypatroszony i przybity za klejnoty do drzwi własnego
mieszkania. Dobra, pomarzyli trochę, a teraz do roboty. Potrzebuję
jednego ochotnika na wycieczkę. Najlepiej z czymś ciężkim i
śmiercionośnym w rękach. Nie chciałbym być zaskoczony z tyłu podczas
zabawy z komputerem pokładowym. OK, nie pchać się, jeden starczy.
Idziemy.
Drogę jeszcze pamiętam, teraz chyba tamtędy, pod tymi poskręcanymi
wręgami. No i jesteśmy na miejscu. Szczęśliwie nic jeszcze nie zeżarło
gogli i rękawic VR. Podłączam się. Wchodzę. Teraz tylko odszukać
program kontrolujący załadunek. Jest. - Aktywuj.
- Podaj kod dostępu i uruchom połączenie z jednostką centralną.
Cholera, nawet gdybym złamał to zabezpieczenie, to i tak nic by z tego
nie wyszło. Spróbujemy inaczej.
- Podaj zawartość ładowni.
- Wprowadź numer porządkowy.
- Ładownia numer 1.
- Błędne dane.
Co się dzieje? Te wstrząsy musiały zaszkodzić obwodom logicznym.
- Wyświetl listę pomieszczeń.
- ... siłownia 01, siłownia 02, pomieszczenie kontroli, ładownia A,
ładownia B...
A więc w tym problem.
- Podaj zawartość ładowni A.
- ...roboty budowlane, polowy komputer konstrukcyjny, pianobeton...
Całkiem nieźle, zobaczymy, co tu jeszcze mamy.
- Podaj kategorie ładunku w ładowniach A-H.
- ...ładownia B - pojazdy, części zamienne, ładownia C - polowy
szpital, lekarstwa, sprzęt przetrwania, ładownia D - sprzęt
telekomunikacyjny, generatory, polowa elektrownia, ładownia E -
żywność, agrosprzęt, zwierzęcy i roślinny materiał genetyczny, ładownia
F - roboty wielozadaniowe, urządzenia naprawcze, ładownia G - towarowy
pojazd o napędzie wektorowym, ładownia H - odzież, żywność, różne.
Koniec.
Nie jest dobrze, według komputera energii nie wystarczy na uruchomienie
systemów rozładunkowych (poza tym i tak nie znam kodu dostępu), a cały
system szlag trafi najdalej za kilka godzin. Z planów transportowca
wynika, że ładownie umieszczone są na jego spodniej stronie i, żeby do
nich dostać się, trzeba będzie trochę naszego "Fenixa" odkopać.
Najmniej się napocimy, jeśli najpierw dotrzemy do luku ładowni A, gdzie
znajdują się maszyny budowlane, one pomogą nam odkopać resztę. Według
planów konstrukcyjnych naszego frachtowca luk tej ładowni jest na lewej
burcie, w odległości 24 metrów od dziobu i około 50 od najwyższego
punktu transportowca.
No to, drodzy koloniści, do roboty. Nie masz ochoty, anarchisto, żebym
ci mówił, co masz robić? Idź i odpoczywaj, ale nie narzekaj, jeżeli
później my będziemy jedli pieczone szczękoczółki borredyjskich
dmuchawców w sosie własnym, a ty będziesz polował na robale zdychając z
pragnienia.
Hm... Opuściły mnie wszystkie wątpliwości. Idę! To, lecę za wami. Ci,
co te by chcieli, niech się spieszą, ja już na nic nie będę czekał.
Inni chyba też.
Dziwna planeta. Jak widzę coraz więcej ludzi zdaje sobie sprawę, że
Natchniony ma rację. Nie wiem, czy kaktusowcy długo pożyją, jeśli będą
się trzymali statku i sprzętu na nim. Tu trzeba zacząć wszystko od
nowa, od szałasów, łuków i kamiennych siekierek. Wtedy może ten świat
nas zaakceptuje.
Ciekawe, gdzie polazła ta Lanton? Pewnie przeżyje niejednego z nas.
Jeszcze zobaczymy ją na grzbiecie jakiegoś tutejszego słonia,
prowadzącą atak kawalerii. Wyrazy wszelkiego podziwu. Byle tylko
wytrzymała, bo tu może być chwilami naprawdę ciężko.
Achmasjana? Nie znam. Może coś bliżej? Skądeś się tu w ogóle wzięła?
Idziesz z nami, czy zostajesz "w pobliżu"? W ogóle strona żeńska zdaje
się być o wiele inteligentniejsza niż męska, co w sumie nie powinno
nikogo dziwić.
Och, jakie to było wzruszające! Piękny pogrzeb, aż łza się w oku kręci.
Kiedy wychodziłem już poza zasięg, słyszałem jeszcze jak Kaktus - chyba
on, bo z tej odległości trudno było poznać - palnął jakąś
pseudochrześcijańską mówkę. Kto mu to pisze? Ciekawe, czy wśród tych
spalonych byli ateiści albo innowiercy. Trudno, teraz to już wyłącznie
ich kłopot.
Z soku tych drzew pewnie będą robić granaty. A potem skonstruują
artylerię. I pewnego dnia obudzi nas warkot śmigieł nad głową... Choć
chyba ich przeceniam. Tutejsza przyroda powinna sobie poradzić z tego
typu wynalazkami.
Idę teraz ku Pikowi Bakunina - tak sobie nazwałem tę głowopodobną górę.
Ciekawe, czy będzie godna tej nazwy. Przed sobą widzę Barbarzyńcę i tę
jego - a może wcale nie jego - kobietę. Za sobą... na razie nikogo. A
nie, ktoś się wygrzebał z krateru i idzie w naszą stronę. Kto to? Hej,
odezwij się!
No i gdzie oni się podziali? Przecież krzyczałem, żeby zaczekali.
Czyżby te opary miały właściwości tłumienia telepatii? O, odbieram
strach. Mocniejszy... Nie, teraz słabszy... O, w tym kierunku. To nie
strach... To nienawiść. A może nie? Nie znam się na tym jeszcze tak
dobrze.
Coś się czai! Rzuca się! Puść! Zejdź! Arghhh... Rodri...
Uff! Mało brakowało. Ty chyba jesteś przewrażliwiony. Odbija ci. Nie,
nie uspokoję się. Ty mnie uspokoisz? Mam prawo myśleć, co mi się
podoba. Nigdy nie lubiłem terrorystów. Co? Ty nie przepadasz za
ważniakami? A co mnie to...
No dobrze, proponuje zawieszenie broni. Gdzie jest reszta? Co? Też ich
zgubiłeś? A niech to. Skąd się biorą te opary? Sok drzew? A może by tak
wykombinować jakiś kask i opaćkać go soczkiem? Jest szansa na spokój i
ciszę. Zwłaszcza w nocy. Pomyśl o tym.
Tak, też zauważyłem te kolce. Może być z nich niezła broń, nie sądzisz?
Gdyby je tak przymocować do jakiegoś badyla... Albo nie, mam inny
pomysł. Wokół obozu zbudować palisadę. Albo wykopać jakieś rowy i kolce
wbić w dno...
Hej! Przecież można z nich zrobić w lesie sidła i pułapki na zwierzynę!
Czy znam się na tym? Ha! Lasy Falcorum są pełne zwierzyny... Łapałem te
mniejsze, gdy sam byłem mniejszy. Postaram się przypomnieć sobie, jak
to się robiło.
Gdzie idziesz? Czekaj, idę z tobą!
DANE:
Imię - Ned
Wiek - 25 lat
Wzrost - 187 cm
Pochodzenie: Ziemia; biały.
WYCIĄG SIECIOWY: Kapitan i współtwórca Legionu Przeklętych - wyjętej
spod prawa, wolnej kompanii najemnej. Walczy podczas Tajnych Wojen na
Naglfaar (całkowite rozbicie II Korpusu Sił Specjalnych Cesarstwa).
Czynny udział w konflikcie dakańskim na Thegeusie (uważany za
współwinnego użycia broni atomowej). Walki dla korpusu Argus na Van
Tagahor. Wielokrotnie odznaczany (m. In. Czarne Słońce Legionisty).
Prawe oko i przedramię stracone w walce - zastąpione cyberimplantami.
Poszukiwany żywy lub martwy (wysoka nagroda za głowę oferowana przez
rząd Thegeusa). Po rozbiciu Legionu Przeklętych podczas szturmu na
Silver Dale - miejsce pobytu nieznane.
ZAPIS: Ogień pod niebo. Ziemia rwana ciężkimi uderzeniami
pocisków. Deszcz iskier. Krew miesza się z ogniem. Nadszedł nasz dzień.
Ostatnia misja Legionu Przeklętych. Śmierć cesarskim psom! Zabierzemy
ich ze sobą do piekła! Ogień i dym. Samobójczy atak na Silver Dale.
Ciała przecina kosa Śmierci. Żadnych jeńców, żadnego błagania o litość.
Deszcz płomieni...
Dym i popiół w ustach. Czy to śmierć? Nie... i nie Silver Dale. Ciągle
żyję tamtymi wydarzeniami, chociaż minęło już tyle czasu... Cisza.
Eksplozje ucichły. Broń? Jest. Sytuacja - brak widocznego zagrożenia.
Brak oddziaływań telepatycznych. Rozdzieliliśmy się. Już rozumiem, co
tu się wydarzyło. - Słuchajcie mnie, zwiadowcy! - krzyczę jak mogę
najgłośniej. - Nie dotykajcie tych drzew! To chyba dotyk powoduje
eksplozję! Omijajcie je! Jeśli znów zacznie wybuchać - na ziemię! Teraz
uspokójcie się wszyscy! Wołajcie towarzyszy, zbierajcie się koło mnie!
Dobrze widzę przez dym i mgłę, mogę wyprowadzić nas z tego miejsca! Czy
ktokolwiek mnie słyszał?
DANE:
Imię - Iakamitsu
Wzrost - 178 cm
Wiek - 22 lata (biologiczne)
Pochodzenie: Ziemia; rasa żółta.
WYCIĄG SIECIOWY: Energetyk, zarządca sieci ENC, ścigany przez płatnego
mordercę wynajętego przez korporację BIOCYB za ujawnienie celowo
wprowadzonych błędów konstrukcyjnych w produkowanych przez nią
implantach mózgowych. Uciekł z żoną - Fumiko Itsumo. Ostatni zapis:
śmierć obiektu Fumiko wskutek nie kontrolowanego wzrostu ciśnienia w
kapsule (Ładunek implozyjny).
ZAPIS: Cisza... I tylko ten upiorny szum w głowie. Widzę jakieś
migotanie na ścianach. Ścianach? Gdzie ja jestem? Pamiętam, że szedłem
razem z innymi przez spaloną równinę, coś walnęło i przygniotło mnie do
ziemi... Z twarzą chyba nie jest najlepiej, na jedno oko to jeszcze
widzę... to przez sok tych cholernych pni, poparzył mi twarz. Nie wiem,
co się działo dalej, pamiętam jeszcze jednego z wyprawy, jak wył
niedaleko mnie. Nie mogłem mu pomóc! Nie wiem, co się z nim stało.
Teraz leżę sobie w... to chyba jakaś grota, nogę mam owiniętą jakimś
materiałem, twarz z jednej strony wysmarowaną mazidłem, to dlatego nie
mogę otworzyć oka. W rogu migocze liche ognisko. Sam się tu dowlokłem,
opatrzyłem i roznieciłem ogień? Wątpię. Trzeba się rozejrzeć, zanim
wróci gospodarz. Przydałoby się coś do ochrony, kamień lub kawał
kija... A niech mnie! To przecież moja BO. Naciskam rękojeść, ostrza
wyskakują posłusznie - ucierpiała mniej niż ja. Teraz mogę się śmiało
rozglądać. Szlag! Nie zauważyłem w tej ciemnicy, że strop się obniża i
teraz do moich pamiątek na ciele mogę dodać jeszcze porządną śliwę na
czole.
Potrzebne mi światło... Tak! Ognisko! Biorę jakieś polano i rozglądam
się dokładnie. Grota ma kształt niszy zwężającej się ku otworowi w
ścianie.
Nagle czuję lekkie mrowienie w karku. Uczucie, gdy zdaje mi się, że
ktoś stoi za plecami. Delikatnie chwytam BO , powoli wstaję, szybko się
odwracam i... włosy stają mi dęba... to ty, Fumiko? Przecież...
Przecież ty nie... Jak to możliwe? Co się tu dzieje? Powietrze drży od
gorąca i widzę... oto uśmiecha się do mnie... Rodriguez?
Co się dzieje? Miałam czekać... ale chyba się zdrzemnęłam.. Pływałam
wśród jakichś welonów, falujących łagodnie nad skałami obrośniętymi
półprzeźroczystymi żyjątkami, mijały mnie ryby, kolorowe jak motyle...
Ocean! Śnił mi się cholerny ocean, w którym można się utopić albo
zostać pożartym przez wielkie zębate ryby, ośmiornice, kraby czy inne
potwory, zależnie od planety. Skąd pomysł, że może tam być
przyjemnie?
A to co? Czy ktoś na mnie patrzy? Nikogo nie widać... co oczywiście o
niczym jeszcze nie świadczy. Nie wyczuwam obcych myśli, a jednak mam
wrażenie, że ktoś... Ktoś! Dobrze wiesz, kto, Enid. Podstępny
rudzielec! Jak on to robi? A gdybym ja spróbowała... Czego mam
właściwie spróbować? Zaraz, co robiłam do tej pory? Nic. Cudze myśli
pojawiały się w mojej głowie, kiedy byłam blisko kogoś. Być może,
gdybym spróbowała wyobrazić sobie, że idę przed siebie... Lecę... Nie,
to na nic.
Płynę! Jak w tym śnie! To działa! Słyszę... Keric? Nazywasz się Dan
Keric, prymitywny chamie, zapamiętam sobie. Wprawdzie nie wiem, co to
takiego silikon, ale na pewno coś obraźliwego... Cooo? Dzięki,
przyjacielu. Keric, tępy troglodyto, zdaje się, że pochodzisz z bardzo
postępowej planety, skoro dziewuchy wypychają się tam jakimś
rakotwórczym świństwem.
Ciekawe, jak leczycie raka, pewno upuszczaniem krwi. Dowiedz się,
ciemnoto, że istnieje coś takiego, jak hormonalne wspomaganie procesów
pokwitania. Na Atlantydzie jest zakazane, nie wiem po co, bo jak już
kogoś stać na taką kurację, to obrońcy praw dziecka biorą go na
sponsora... Twoje myśli są przejrzysta, męska szowinistyczna świnio.
Święta racje, że ani ta Jotka, która ma do ciebie anielską cierpliwość,
ani ja, nie przypominamy słodkich, uległych PROGRAMIKÓW, dla których
byłeś bogiem.
Robala widzę twoimi kaprawymi oczkami! O rany, naprawdę widzę! Ale
nawet gdybym mogła sięgnąć ręką na pół kilometra, wolałabym wbić
analizator w twój tyłek, bo nie jestem niczyją służącą, arogancki
głupku. Pomiatać mogłeś swoimi elektronicznymi panienkami, ze mną tego
nie próbuj. Jeśli musisz kogoś obrazić, żeby mieć udany dzień, to może
nazwij cyborgiem jakiegoś uzbrojonego faceta. O ile się odważysz,
tchórzu. Tchórz! Tchórz! Ile razy zechcę! Masz jeszcze jaja, czy
zastąpiłeś je gniazdkami sieciowymi, tak jak połowę mózgu?
Ale typek! Mam nadzieje, ze to przypadek odosobniony. Oj, chyba nie, bo
słyszę jak ktoś beszta jakiegoś D'Albera, jak rozumiem, następnego
zwyrodnialca, na dodatek niebezpiecznego dla otoczenia. Jeszcze nie
wiem, czy cię popieram... Alex. Najpierw powiedz, co złego konkretnie
zrobił ten bandyta? Zaprasza dziewczyny pod koc? Jak to "zaprasza"
przemocą? I to wszystko? Żartujesz ? Nie rozśmieszaj mnie!
Wiesz co... Z każdym twoim słowem ten D'Albero wydaje mi się coraz
bardziej sympatyczny, a ty coraz mniej. Czego się czepiasz człowieka?
Biedaczek składa nieśmiałe propozycje, płoszy się przy najmniejszej
oznace sprzeciwu... co to ma wspólnego z gwałtem? Aha! Wszystko jasne.
Drogi Aleksiku, to są skomplikowane i delikatne sprawy, które
zrozumiesz, jak będziesz starszy, a na razie... Ależ nie denerwuj się
tak i przestań wymachiwać rękami, bo się jeszcze zgrzejesz, potem cię
przewieje i grypa murowana.
Chyba chwilowo mam dość kontaktów międzyludzkich... Czy ja dobrze
rozumiem? Mieliście tu kradzieże? Niezły numer, jakaś panienka brała co
chciała, ale nikt jej nawet palcem nie tknął, zdaje się, że tylko w
gębie jesteście mocni. Jak za złodziejką stoi facet z mieczem, to co
większe chojraki chyłkiem wymykają się na zwiad, a reszta jest bardzo
zajęta. No, to tutaj panuje prawo dżungli. Ja odpływam. Hmm... Jak to
się robiło?
Złotko, jesteś niesamowity! Wiem, że to ty zafundowałeś mi t wycieczkę,
chociaż nie zdradziłeś się ani przez moment. Rzecz w tym, że ja w ogóle
nie umiem pływać, a już koncepcja jakichś podwodnych eskapad wydaje mi
się zupełnie abstrakcyjna, więc sama nigdy bym nie wpadła na ten
sposób. W każdym razie rozumiem, że skoro działasz tak subtelnie, to
drugi raz nie dasz mi pretekstu do oskarżeń o brutalność. Co do
polubienia oceanu, wielkiego bajora słonej wody, pełnego robactwa, to
wątpię czy miłe sny wystarczą. A już na pewno nie pozwolę ci ciągać tam
dzieciaków, co to, to nie. Jakoś pogodziłam się z myślą, że będą rude,
ale utopionych nie życzę sobie stanowczo. Wiesz co... Ja się jeszcze
zastanowię. Jesteś miły i w ogóle, ale prawdziwy związek to poważna
sprawa, jest wiele rzeczy, co do których trzeba się porozumieć... Na
razie idę za złodziejami. A więc jednak słuchasz! Idę i już. Ci twoi
teoretycy będą deliberować przez rok, a jakiś porządek musi być. Skąd
bym wzięła plan w ciągu pięciu minut? Na razie wiem, co trzeba zrobić i
od czego zacząć, resztę wymyślę po drodze. Oni poszli do kapsuły, tej,
co jest za lasem. Przecież Keric, z właściwą sobie błyskotliwością
poinformował o niej wszystkich. Złodziejka jest chora, więc bez
problemu będę tam pierwsza. Co potem? Wiem, że Thomas może mnie udusić
lewą ręką, wiem, że mam tylko gówniany pistolecik i nóż, ale czy
myślisz, że oni tak po prostu znikną z naszego życia? Należy się z nimi
rozprawić teraz, póki dziewczyna jest chora, a facet przejęty tym
faktem, bo jak się dobiorą do broni z kapsuły, i znajdą sobie kryjówkę,
to sam diabeł ich nie powstrzyma. Rude czy nie, moje dzieci muszą być
bezpieczne, więc, skoro nie widać innych kandydatów, idę sama. Zdrowiej
szybko!
KAKTUS: Odpowiadam Lanton: Enid, moja droga, nie to, żebym uważał, że
Barbarzyńca zarąbie cię przy pierwszej okazji i nawet tego nie zauważy,
ale może byś tak jednak poczekała na wsparcie? Według orientacyjnych
szacunków, już po katastrofie straciliśmy czterdziestu siedmiu ludzi.
Jeżeli dołożymy trochę ofiar spowodowanych działaniem ambicji, to
szybko przestaniemy narzekać tutaj na tłok.
A, tak przy okazji, z tym oceanem, myślałaś do mnie?
Kapsułę należałoby jakoś zabezpieczyć, jakkolwiek przypominam, że
według danych zwiadu znajduje się w bagnie i obawa, że jakieś chore
jednostki dorwą się do broni, jest trochę przedwczesna.
Mają do przejścia parę kilometrów, w ciężkim terenie, a potem bagno.
Kapsuła jest prawdopodobnie pod lustrem wody, solidnie wprasowana w
muł. Do tego, podobnie jak my, dysponują tylko ogólnym azymutem.
Jeżeli jednak panna Lanton ma ochotę na spacer w tamtą stronę, to mam
sugestię, żeby towarzyszyło jej trzech uzbrojonych dżentelmenów.
Proponowałbym ponadto, żeby jeden z tych panów już miał pierwszy
rekonesans za sobą, chłopie, doskonale rozumiem, że jesteś zmęczony.
Może byś tak wypoczął nad bagienkiem? Słońce, woda, las...
Przypominam, że zwiad nam się rozsypał i ci ludzie potrzebują wsparcia,
a niektórzy po prostu się pogubili. Idźcie przez wschodnią ścianę
krateru i trawersem przez zbocze Małpiej Czaszki, potem wzdłuż
strumienia lasem, około pięciu kilometrów na północny wschód. Po drodze
zbierzcie zwiadowców. Tych w gorszej kondycji wyślijcie grupą do obozu,
resztę zabierzcie ze sobą. Jeżeli kapsuła jest niedostępna,
zabezpieczcie, co się da i wracajcie. Jeżeli ktoś wejdzie wam w drogę,
to trudno - któż żyje wiecznie?
Odpowiadam Kericowi: Chłopie, to nie takie proste. Mówisz o ukośnym
chodniku, długości prawie stu metrów, idącym w dół pod kątem
przynajmniej trzydziestu stopni. Takie coś trzeba ostemplować. Poza
tym, czym to chcesz kopać? Tymi improwizowanymi dzidami? Przecież to
jest cholerna, kopalniana sztolnia. Jeżeli nie trafimy w luk ładowni,
to trzeba będzie okopywać ten pieprzony transatlantyk we wszystkich
kierunkach. A jak usunąć ziemię, zwłaszcza, że może być radioaktywna?
Ludzie, myślcie! Może wykorzystać jakieś tunele serwisowe wewnątrz
wraku?
Odpowiadam Lewandowsky'emu: obóz nad oceanem byłby malowniczy, ale,
bracie, jesteśmy nad brzegiem klifowym. W najbardziej zbliżonym do
plaży miejscu mamy kilkadziesiąt metrów do wody. W dół. Potrzebujemy
słodkiej wody, chłopie. Słodkiej!