OBUCHOWITZ

Zajmijcie się tym facetem, wybuchy poszarpały go gorzej niż mnie. Jest strasznie zajuszony, ale chyba nie ma jakichś poważniejszych obrażeń. Nie wiecie, czy O'Callan już wrócił? Nie? Cholera! Niedobrze by było, gdyby coś mu się stało, mam nadzieję, że się zaraz pokaże... czy można jakoś sprawdzić ten soczek? Proszę, butelka z próbką, zostawiam ją tutaj. Podobnie jak tego ptaszka, którego musiałem zatłuc, radzę zapamiętać go dobrze, bo trzeba na niego uważać jak jasna cholera. Teraz te moje zadrapania... ssss, ale piecze! Żadna kolonizacja nie przyszła łatwo, ale ta jest jak najdosłowniej cierniowa.
Więc ten dym, który widziałem z góry, to był stos pogrzebowy? No cóż... Wieczne odpoczywanie racz im dać, Panie, a światłość wiekuista niechaj im świeci, amen. Ojej, niech pani doktor nie patrzy na mnie tak podejrzliwie! Jestem wierzący, ale nie natchniony. Jeżeli już mnie nachodzi, to siadam sobie z boku i zapisuję. Co? Różne rzeczy: wiersze, teksty piosenek, krótkie opowiadania i takie tam... jak chcesz, mogę ci potem o tym opowiedzieć. Bardzo dziękuję. Mam nadzieję, że się jakoś wywdzięczę w przyszłości. W plecaku miałem trochę podstawowych leków, są twoje.
Muszę znaleźć coś, co będzie się nadawało na cięciwę. O, proszę, jedwabna wstążka, żadna z pań się do niej nie przyznaje? To dobrze, bo będzie trzeba rozpruć. Tak, tak... teraz to skręcić do kupy, najgorszy problem... uff, jakoś się trzyma. Zakładamy i gotowe. Howgh. Po tym, jak wyszedłem z wojska, byłem święcie przekonany, że wiadomości, które nam wciskali, na nic mi się nie przydadzą. A tu, proszę. Teraz jeszcze strzały.
Chyba trzeba będzie się przejść do tego wraku. Mam już dość wszelkiej prowizorki, po pobycie na Van Tagahor mam takich przyjemności powyżej uszu, z drugiej nie bardzo mi się taki spacerek uśmiecha. Ten statek to grobowiec, taki ciemny i cichy... W mogile ciemnej wszyscy śpią, złączeni jednym losem. Dawny przyjaciel, potem wróg, jeden dla nich wspólny dół. A nad nimi kamień leży, powoli wyrasta młody krzew. Nikt nie wie, gdzie szukać ich.
Pozbierajmy stamtąd wszystko to, co nam jest potrzebne i zostawmy tę kupę żeliwa w spokoju. Za jakiś czas stanie się takim samym pomnikiem, jak "Tytanic" czy "Memoriał Skalmanu" Tylko, że tamte to pomniki śmierci i katastrofy; wolałbym żeby "Fenix" nie podzielił ich losu i nie pozostał jedyną pamiątką po swoich pasażerach, wrakiem, który za kilka lat zostanie odnaleziony przez jakiś zabłąkany w te okolice statek Federacji.
Promieniowanie pewnie się utrzymuje, a nam przyjdzie spędzić we wnętrzu sporo czasu. Spacerek po statku mamy jak w banku, zapewne także zwiedzanie kanałów wentylacyjnych lub serwisowych, jeżeli system padnie, zanim dotrzemy do grodzi ładowni. Wątpię, czy znajdziemy wewnątrz jakieś kombinezony do pracy w warunkach podwyższonej radioaktywności, prędzej należałoby dać każdemu po kilka kropli lugolanu, o ile gdzieś tu się znajdzie... w każdym razie, jakieś zabezpieczenie jest konieczne, jeśli chcemy żyć długo i bez białaczki. Teraz przydadzą się ci, którzy mają wszczepy domięśniowe, całe egzoszkielety i inne poprawki. Niektóre z rzeczy będą na pewno bardzo ciężkie. Nie, nie chcę się nikim wysługiwać, ale jak wyniesiesz takie na przykład składane baraki? W normalnych warunkach takie rzeczy wyładowują albo maszyny, albo dźwigowi w specjalnych pancerzach wzmacniających. Keric, może uda ci się jakoś wydrukować plan "Fenixa"? To by bardzo ułatwiło zadanie.

YOSHI

Miło być wśród żywych. Szkoda tylko, że nikt z was nie wie, jak wygląda człowiek po Tranksie. Przed startem walnąłem sobie sporą dawkę, ot tak, żeby się za bardzo nie stresować. Ci, którzy badali zmarłych, widocznie nie spojrzeli na moje tęczówki i nie znaleźli pulsu, który zwalnia do dwóch uderzeń na minutę. Gdybym wrócił do rzeczywistości pół godziny później, unosiłbym się teraz nad wami w postaci dymu z ogniska. Ale nie jestem obrażalski, mogliście przecież nie wiedzieć. czy ktoś wie, gdzie są moje rzeczy? Portfel? Apteczka? Identyfikator? Bardzo byłem do nich przywiązany, szczególnie do zawartości apteczki.
Zaraz... Ten krater, te drzewa... Tak! Cholera, czy ktoś poszedł już do lasu? To niedobrze. Widziałem to na Tranksie: nieduża grupka. Na czele sporawy koleś, dalej panna, na końcu facet z kawałkiem rury. Pamiętam, że coś pieprznęło. Zrobiła się straszna zadyma. Spada jakieś drzewo, ktoś wyłania się z ognia.
A w ogóle, to kto tu rządzi? Jeżeli każdy sobie, to dziękuję bardzo. Przed wyprawą zapoznałem się z danymi współpasażerów. Niezłe ziółka. Zaraz się połowa powystrzela. O, siostro, mogłabyś mi pomóc? Zdaje się, że coś nie tak z moimi mięśniami przedramienia. Czasami tak się zdarza. Przydałyby się też krople do oczu.
Ciekaw jestem, ilu z tych usmażonych biedaków tak jak ja zafundowało sobie wycieczkę w nieznane...

JAGER

Warto chyba byłoby odwiedzić pułapki, które zastawiłem przed południem. Mam nadzieję, że przez ten czas coś w nie wpadło.
Pierwsza jest pusta... Za to w drugiej niewielkie zwierzątko o sześciu łapkach i wyłupiastych oczach. Podchodzę do trzeciej, największej, na którą najbardziej liczę; słyszę głos, a może dwa głosy. W zasadzkę złapał się jakiś facet! Wisi za lewą nogę i huśta się, wydając z siebie różne okrzyki. Przez chwilę obserwuję i słucham. Jest żółty, skośnooki. Ubrany w wojskowe buty i moro. Mówi jakoś dziwnie - nie rozumiem go. A jego mózg w tej chwili nadaje tylko "Pomocy!".
Czy to może być ten żółtek, który przybył tu, by mnie zabić? Chyba nie... Powiem mu kim jestem i przekonam się jak zareaguje.
- Jestem Jager, a tobie jak?
- Odetnij mnie! - słyszę.
Zastanawiam się, co ja z tego będę miał? Nie wiem, czy można mu ufać. Sprawdzam, czy nie ma broni, i znajduję nóż. Zatrzymuję go. Gość jest mało komunikatywny. Wreszcie decyduję się go uwolnić.
Niestety, nie jest w stanie iść o własnych siłach, ale na szczęście nie waży zbyt wiele.
- Jak się nazywasz? - pytam, by sprawdzić czy coś do niego dociera.
- Wiktor Portman.
Docieramy do obozowiska. Daję mu jeść i pić. Majaczy coś o kumplach z więzienia, którzy mu kiedyś pomogli i że wolałby być tam z nimi niż tutaj. W końcu zasypia. Dokładam do ogniska, opiekam rybę, posilam się. Zapalam papierosa. Ciekawe, czy ktoś mnie słyszy. Może ktoś jeszcze tu dotrze, nie mam nic przeciwko temu, w grupie zawsze raźniej. Na skraju polany coś poruszyło się między drzewami. Wpatruję się w to miejsce.

DE FALCO

Udało się! Śledzi mnie? Słyszy? Wybacz, Rodriguez, jeśli nadal mnie słyszysz. Nie umiałem powstrzymać moich myśli, mych uczuć. Po prostu nie jestem przyzwyczajony do takiej... Takiego... Wiesz, o co chodzi. Zostałem w końcu wychowany w innym środowisku. Jeśli mnie słyszysz, nie szukaj mnie, nie idź za mną. Dołącz do Natchnionego. Ja idę dalej, w kierunku żywego lasu.
Wydaje mi się, że obrałem dobry kierunek... Coś zaczyna szeleścić... Zwierzęta? Nie, chyba nie... To... Strumyk! Zaraz, zaraz.... Ktoś myślał o jakimś strumieniu... Przejdę się wzdłuż brzegu, pod prąd. Może znajdę kogoś?
Aaaaaach!!! Ależ sypka ta ziemia! Cóż, przynajmniej dotarłem do samej wody... Napić się czy nie? Woda w końcu źródlana... Zresztą, to idiotyzm - być spragnionym w strumieniu. Ach, zimna, orzeźwiająca...
Czy mi się wydaje, czy słyszę czyjeś nawoływania? Muszę być blisko... Jeszcze trochę marszu. Las się kończy! Polana... Zaraz, zaraz, ktoś... Jager, ty żyjesz?! A ten żółty to kto? Coś ty mu zrobił?

SCOTT

A ja narzekałem na brak przygód! Chciałem mieć trochę rozrywki! Nudno mi było... Nie ma co jęczeć - w ciągu niecałej standardowej ziemskiej godziny nadrobiłem braki z kilku dni. Najpierw wspaniała niespodzianka w postaci wybuchających drzewek, a później urocze ptaszyny z wielkimi zębami i szponami...
Nasza grupa powoli zbiera się do kupy. Stopniowo z dymu wyłaniają się kolejni ludzie i kaszląc ciężko siadają na trawie. Niektórzy mają krew na twarzy i rękach. Nie wyglądają zbyt dobrze.
Trzeba postanowić, co robimy. Wracamy, czy idziemy dalej, a rannych odsyłamy pod eskortą do obozu? O'Callan, jesteś niby szefem tej wyprawy, więc może podejmiesz jakąś decyzję.
Nagle widzimy grupę postaci idących w naszym kierunku. Kilku ludzi z naszego zwiadu natychmiast kryje się za krzakami, reszta spokojnie czeka, aż podejdą bliżej.
Tych trzech facetów chyba znam... Tak, na pewno ich znam. Ale ta kobieta? Nigdy jej nie widziałem. Miejscowa? Nie, to nie możliwe. Hitalia nie jest zamieszkana... A więc musiała przylecieć z nami. Skąd się tu wzięliście? Przysłał was Kaktus? Po co? Mamy iść do kapsuły i jej przypilnować? A co z rannymi? Aha, odsyłamy ich do obozu razem z tymi, którzy nie chcą iść na bagna, reszta rusza dalej. Ja jestem chętny... Na co? Oczywiście, że na wyprawę do kapsuły.
Pierwszy etap to przedarcie się przez gesty lasek. Idziemy na podany przez Kerica azymut. Gęsto tu od drzew, krzaków, wisi pełno podejrzanych lian.
Przeszliśmy pewnie ze dwa, może trzy kilometry i już zaczyna nam chlupotać pod nogami. W powietrzu czuć coraz większą wilgoć. Stopy zapadają się w błoto. Zaczęło się bagienko.
Miejscami woda sięga powyżej pasa. Na dnie jest mnóstwo mułu. Pełno tu przewróconych, zgniłych pni drzew. A ten fetor... Przedzieramy się bardzo powoli, po jakimś czasie robimy pierwszy postój. Siadamy na wystających z wody, suchych fragmentach pni. Nagle ktoś spostrzega, że kilkaset metrów od miejsca postoju coś błyszczy pod wodą. To może być korpus kapsuły, chociaż równie dobrze promienie światła odbijające się od powierzchni wody. Ruszamy, aby to sprawdzić...

KAKTUS

Słuchajcie, czas ustalić listę jakiś priorytetów - inaczej zupełnie rozmienimy się na drobne. Proponuję następujące kwestie do przemyślenia:
Po pierwsze, jak eksplorować wrak; jest wbity w ziemię pod kątem i wszelkie luki ładowni są zasypane. Jak dostać się do ładowni? Jak mierzyć promieniowanie? czy ktoś ma licznik Geigera albo przynajmniej indykator? Jak zdekontaminować wnętrze? Co to za skażenie? Skąd się wzięło? Może można odciąć jego źródło?
Po drugie, jak i kiedy ewakuować obóz. Musimy znaleźć sposoby przetransportowania rannych, tymczasem nasyp jest trochę na to zbyt stromy. Pozostaje też pytanie, którędy - dobrze byłoby ominąć strefę powalonych drzew. Przynajmniej wiemy dokąd - proponuje polanę Jagera. Jest woda i las, a polana jest dostatecznie duża.
Po trzecie, potrzebujemy stałych dostaw żywności i wody - niech się zgłoszą chętni do roli myśliwych. Musimy też zrobić inwentaryzację sprzętu, ze szczególnym uwzględnieniem broni. Myśliwi mogliby się też zastanowić nad sposobami rozpoznawania jadalnych produktów, lepszymi niż degustacja i hospitalizacja.
Odpowiadam Obuchowitzowi: braci, płyn Lugola to marny pomysł, po pierwsze dlatego, że go nie mamy, po drugie dlatego, że to ślepa uliczka - lugolan pomaga zabezpieczyć tarczycę wyłącznie przed izotopem jodu. Nie chroni natomiast przed wchłanianiem innych izotopów. Ale rzeczywiście, skażenie może być izotopowe, być może pochodzi z jakichś rozbitych baterii. "Fenix" był prawdopodobnie napędzany przez reaktory termojądrowe i to nie one są źródłem radiacji. Oprócz tego, czy jesteś pewien skuteczności cięciwy wykonanej z jedwabnej wstążki?

--- --- ---

Plik utworzony: 04-01-2001
Ostatnia modyfikacja: 04-01-2001
Copyright (c) Łukasz Grochal Wojciech Gołąbowski 1996 - 2001