Michał Studniarek

Trzecie koło

...poprzednia część opowiadania...

    W holowizorze pojawiło się coś nowego, ktoś krzyknął, żeby podkręcić głos. Gdy usłyszałem dobiegający z głośników riff, przytłumione alkoholem emocje wróciły z nową siłą. Wiedziałem już, że dziś nie będzie mi dane zapomnieć.
    Nad kontuarem pojawiły się myśliwce bombardujące Tagah rakietami. Ulice wstrząsane wybuchami. Ostrzeliwująca się artyleria przeciwlotnicza, spadająca z nieba kula ognia... myśliwiec sił rozjemczych.
    
Słyszeli tylko rakiet głos,
Widzieli na niebie ich kroki.
Lecz nie widzieli, gdzie idą,
Czy nie zapukają do ich drzwi.

    
    Żołnierz ze złością cisnął urwaną ręką w dół rumowiska. Przez kilka godzin odrzucał gruz, chcąc odkopać zasypanego człowieka.
    
Czterej jeźdźcy zjechali ze wzgórz,
Jak napisano w księdze
Za nimi jechał piąty
By tamtych czterech odegnać.

    
    Na skraju lasu trzech żołnierzy uniosło broń i strzeliło do dwóch filigranowych postaci. Padły na ziemię jak szmaciane kukiełki... znany w całej Federacji zapis Zerkana.
    
Kolejne szare tablice,
Kolejne czarne worki,
Pełne niezrealizowanych pragnień.
W czerń kosmosu uleciał biały prom.

    
    - Kurrwa, wyłączcie to! - zawołał ktoś z ciemnego kąta.
    - Cholera, pić się odechciewa - stwierdził z niesmakiem koleś siedzący dwa stołki ode mnie. - Mogę ich słuchać, ale to...
    Spojrzałem na zegarek: miałem jeszcze mnóstwo czasu. Powoli obracałem w palcach wizytówkę, którą dał mi lekarz. I nagle poczułem, że wcale nie mam ochoty dzwonić. Że nie chcę się tym dłużej zajmować. Dosyć mam biegania za sennym majakiem. Jego skutki trwają zbyt długo. Wdepnąłem w coś, nie wiedząc, jak to się skończy. Drugie koło było zamknięte, nie ma co do niego wracać. Zakończyło się tak samo źle, jak pierwsze. Jak w ogóle mogłem pomylić ją z Kalią? Do tego Sid... zapewne wkrótce ochłoną i zaczną mnie szukać. Mógłbym się nie pokazywać w klubach, ale mieliśmy już umówione koncerty. Namierzą mnie i poczekają, aż będę sam.
    - A właśnie! - usłyszałem nagle za plecami. - Czy wiesz, że Maxilian znowu coś napisał?
    Maxilian. No tak. Ten stary cap Maxilian i jego chore pomysły. Bzdury czytane do egzaminu. Dwie szanse... a co potem? Koniec? Grób?
    No właśnie. Co potem?
    Czy ktoś uzyskał od niego odpowiedź na to pytanie?
    Musi istnieć coś, co będzie kontynuacją. Natura nie znosi próżni, prawda?
    Ja też jej, cholera, nie zniosę!
    Bóg również pustką nie jest.
    Bóg nie... ale butelka tak. Zamów następną.
    Lepiej nie. Nie wiem, może jednak tam zadzwonię... Niech te cuda chemii organicznej ze mnie wywietrzeją.
    Cóż zatem istnieje dalej?
    Trzecia szansa.
    Na zewnątrz o szyby zastukały pierwsze krople deszczu.
    - Niebo płacze - powiedział dziwnym głosem rastaman, odrywając się od swego narghila - Ludzkość popełniła dziś zbyt wiele grzechów. Stwórca wylewa łzy nad swoimi dziećmi...
    Nie mogłem tego dłużej znieść. Czym prędzej zapłaciłem i skierowałem się do wyjścia. Do szpitala zadzwonię z domu. Będę przynajmniej wiedział, czy przeżyła, czy... czy ma jeszcze swoją drugą szansę. Najpierw jednak czeka mnie długi spacer wśród bożych łez.
    Zanim przekroczyłem próg, naciągnąłem na głowę kaptur kurtki. Deszcz padał coraz mocniej, nieliczni przechodnie przemykali od okapu do przystanku, od przystanku do kolejnych drzwi. Kiedy wyszedłem, uderzył mnie zimny wiatr, który dął z bocznej uliczki. Chcąc się rozgrzać ruszyłem przed siebie szybkim krokiem. Na pierwszym zakręcie ktoś mnie popchnął. Omal nie wyleciałem na jezdnię.
    - Najmocniej pana przepraszam - usłyszałem cichy głos.
    Kobieta, która na mnie wpadła, wyglądała jak laboratoryjna mysz. Pociągła wymizerowana twarz, duże szare oczy i ciemne zniszczone włosy, które na deszczu zawijały się w strąki. Na ramieniu niosła niewielką torbę podróżną. Znoszony płaszcz szybko nasiąkał wodą. Odniosłem wrażenie, że jest przysypana szarym pyłem, który dodatkowo wtapia ją w tło, pomniejsza i ukrywa przed ludzkim wzrokiem. Gdybyśmy się nie zderzyli, wcale bym jej nie zauważył.
    - Podobno w tej okolicy znajduje się hotel. Czy mógłby mi pan powiedzieć, gdzie?
    Spojrzałem na trzymane przez nią pudełko komputerowego przewodnika. Ekran był ciemny.
    - Zepsuło się - wyjaśniła tonem usprawiedliwienia. Przepraszała, że żyje. Widziałem to w jej ruchach, w jej sylwetce; miała to wypisane na twarzy. Matko jedyna, skąd się taka wzięła w tym mieście?
    - Niedaleko stąd znajduje się terminal informacyjny. - Pokazałem kciukiem. - Tam jest wykaz hoteli. Prosto, dwie przecznice w lewo i potem jeszcze raz w lewo, przy nieczynnym automacie gazetowym.
    Usiłowała zapamiętać moje wskazówki.
    - Nie bardzo rozumiem... ja... przepraszam pana bardzo... przyjechałam z daleka... mógłby mnie pan tam zaprowadzić?
    Tak, pewnie. Jeszcze czego! Mam ważniejsze sprawy na głowie.
    - Wybacz, ale się spieszę. Zapytaj w barze, na pewno ci pomogą.
    Nie czekając na odpowiedź, ruszyłem w swoją stronę. Co mnie to obchodzi? Nie moja sprawa. Dla mnie wszystko dopiero się zacznie.
    A wiesz, Andy, że to może długo potrwać?
    Wiem, wiem...wszystko zależy od Najwyższego. Potrafię być cierpliwy. Odczekam. Nie wiem, kiedy ruszy trzecie koło, ale będę wypatrywał jego początku szeroko otwartymi oczyma. Nie przegapię go. I, do cholery, nie pozwolę, żeby zakończyło się tak, jak dwa poprzednie.
HIsTorie

--- --- ---

Plik utworzony: 24-03-2000
Ostatnia modyfikacja: 14-02-2001
Copyright (c) 2000 Michał Studniarek