Wojciech Gołąbowski

Ci, co odpłynęli

...poprzednia część opowiadania...



*

    - Znowu się gromadzą - Werk ponuro spogląda za burtę. Nierównomierne falowanie i delikatne wirowanie wody zdradza obecność większej ilości morskich stworzeń.
    - Może są niegroźne - w czarnych, kobiecych oczach widać jednak nieufność do własnych nadziei. - Jak dawniej te, no... delfiny.
    Szatyn marszczy brwi, próbując przypomnieć sobie cokolwiek o delfinach. Nie zna jednak tej nazwy. Kręci powoli głową.
    - Nie, to krew je przyciągnęła.
    - Och, Werk, co teraz zrobimy?
    Suez podrywa głowę, przeszywając ostrym spojrzeniem brązowowłosego.
    - Och, Werk, co teraz zrobimy? - przedrzeźnia. Dziewczyna spogląda na niego ze zdziwieniem, Werk z namysłem. Suez zrywa się na nogi. - No, co zrobimy? Zabijemy następnego? - Wolno podchodzi, zaciskając pięści. Suez sięga powoli do sakwy za swymi plecami. - Jasne, że zabijemy. Strzelimy, jak przed chwilą. Zabijemy jednego, przypłynie nowa setka. Może nie smakuje im rybie mięso, co? Może wolą rozszarpywać co innego? Podpływać powoli, pozwalając sobie na ogarnięcie szałem krwi zanim ostatecznie odgryzą smakowity kąsek? - spogląda przelotnie na nagle pobladłą Aimal, potem wraca wzrokiem. - Ale ja nie będę ich następnym kąskiem. O, nie. Nie zastrzelisz mnie, Werk. Aimal nie będzie twoja. Dwoje to para, troje to tłum!
    - Nikt nie chce ciebie zastrzelić, Suez - agent odpowiada cicho, powolnym, spokojnym głosem. - Nie czycham na TWOJĄ Aimal. Nie wchodzę ci w drogę, człowieku. Usiądź i napij się wody - jego głos niemal kołysze do snu. Ale osiłek nie zasypia.
    - Przejrzałem cię, Werk. Na wylot. Znam takich jak ty - wyciąga oskarżycielsko palec. - Całe życie polujecie, uganiacie się za zdobyczą. Myślisz, że wyrwałeś mi Aimal?
    - Suez, ja...
    - Stul pysk, dziwko! - wrzeszczy na trzęsącą się ze strachu dziewczynę. - Zachciało ci się powrotu do tatusia? Brakło ci jego pieniędzy, tak? Nowych ubrań? A może i ja ci się już znudziłem, co? Znalazłaś sobie pieprzonego agenta i mizdrzysz się do niego. Myślisz, że nie widzę? Jeszcze nie oślepłem, nie myśl sobie. Ale on cię nie zaprowadzi do tatusia, nie... Znam takich jak on. Zostawi cię, gdy tylko się tobą nasyci! Och, Aimal - opada na kolana, łkając niespodziewanie. - Dlaczego...?
    Dziewczyna otwierając usta spogląda zaszokowana na Werka, ten w milczeniu kręci odmownie głową. Lepiej nic nie mówić. Długowłosa rozumie, przygryza wargi. Nie czuje bólu. Ani chłodu. Wilgoci. Wiatru. Czas zamiera w miejscu. Skulony na pokładzie Suez cicho szlocha.

*

    Dwoje to para, troje to tłum.
    Ty albo ja.
    Niech cię szlag.

*

    - Niech cię szlag! - nagły wrzask Sueza rozrywa napiętą ciszę.
    Aimal obserwuje jak na spowolnionym holo:
    Zryw swego opiekuna i jego drapieżny skok w kierunku szatyna.
    Werk skula się, wyszarpując dłoń z plecaka - "to przecież ten pistolet, z którego ustrzelił tego wstrętnego, morskiego potwora!" - i rzuca się pod nogi agresora.
    Suez potyka się o niego.
    Traci równowagę.
    Leci.
    Leci.
    Leci.
    Odwraca twarz.
    Patrzy z wyrzutem.
    Patrzy.
    Patrzy.
    Te oczy.
    To spojrzenie.

*

    To spojrzenie.
    Krzyk w rodku nocy. Nagły siad chybocze tratwą na boki. Mokre oczy.
    - To tylko sen - uspokaja pobliski głos Werka. Aimal szuka źródła dźwięku. Spogląda na twarz agenta, skrytą w mroku.
    - Zabiłeś go! - krzyczy. Łka.
    - Nie - ciemna postać kręci głową, pochylając czoło. - To ta temperatura. Słońce. Jego własne, prywatne szaleństwo. I nuda.
    - Zabiłeś go - dziewczyna powtarza z uporem, ale już ciszej. - Zabiłeś.
    Werk milczy. Woli nie wspominać dziesiątek ryb czy też kosmos wie czego, rzucających się na wpadające do wody ciało. Nieludzki wrzask rozgryzanego człowieka.
    Nic nie opisze myśli, które - będąc blisko - odebrał telepatycznie w tym momencie.
    Ale nigdy ich nie zapomni.
    Do końca życia będzie żałował, że nie zdążył go dobić.

*

    Kilka dni później ujrzeli upragniony ląd.

*

    To tylko wyspa, Aimal. Nieduża. To nie jest jeszcze to, co ujrzałem wtedy, dawno temu, z wysokiego klifu. Tam dalej musi być stały ląd. Gdyby nie mgła, dojrzelibyśmy go. On tam jest. Czuję go. Tam będą ludzie.
    Nie mamy już zapasów, Aimal. To, co zostało, ledwo mi wystarczy na dopłynięcie tam. Sprowadzę pomoc, nie martw się. Znajdziesz sobie co do jedzenia, na pewno płynie tu też gdzieś jakiś strumyk.
    Śpij smacznie na tej srebrzystej plaży, Aimal. Gwiaździste niebo nad nami. Cisza dokoła, wzmocniona przez delikatny szum fal.
    Niech cię nie budzi szelest spychanej tratwy ani ciche bulgotanie wiosła w mych rękach.
    Wrócę za niedługo.
    Nie płacz więcej.

[Chorzów, październik 1998]

HIsTorie

--- --- ---

Plik utworzony: 22-01-2001
Ostatnia modyfikacja: 15-01-2003
Copyright (c) 1998-2003 Wojciech Gołąbowski