Michał Studniarek

Legenda o ukrytym skarbie

...poprzednia część opowiadania...

    Płomienie ogniska oświetlały zgromadzonych wokół ludzi. Kolejne zgromadzenie kolonistów miało się ku końcowi. Obradowano już ponad dwie godziny; pozostała jeszcze ostatnia, niecierpliwie wyczekiwana sprawa. Olbrzymi mężczyzna o twarzy zakrytej gęstą, rudą brodą skinął głową:
    - Mów.
    - A zatem - począł wyjaśniać Jokana - jest szansa na otwarcie ładowni. Wystarczy odstrzelić rygle, które blokują wrota do poszczególnych ładowni. Można to uczynić, wywołując krótkie spięcie, przepalające obwody zabezpieczające, co spowoduje automatyczne otwarcie drzwi. Potrzeba będzie drutu i znacznej ilości energii...
    - Ile? - Zapytał brodacz.
    Jokana wymienił liczbę. Wśród zgromadzonych przeszedł pomruk zdziwienia.
    - Jak sobie wyobrażasz jej zgromadzenie?
    - Wystarczy kilka prostych ogniw zmontowanych w dużą, prymitywną baterię. Aby ją naładować, trzeba na tydzień zgromadzić wszystkie dostępne ogniwa fotoelektryczne, kondensatory, przetworniki energii, baterie... nie, baterie można chyba zostawić - poprawił się, lecz jego słowa utonęły w ogólnym harmidrze.
    - Jego chyba po...
    "Czy on myśli, że ja będę przy świeczce siedział?"
    - Kaktus, wybij mu to z głowy! Przecież to niemożliwe!
    - Uspokójcie się! - Głos rudobrodego z trudem się przebijał, więc dalej mówił w myślach: "Może zabrzmi to dla was dziwnie, ale ze wszystkich pomysłów, jakie słyszałem, ten wydaje się najbardziej sensowny. Ma spore szanse powodzenia. Pomyślcie: lepiej siedzieć tydzień przy świeczce, a potem mieć silne lampy na ogniwa fotoelektryczne, niż spędzić resztę życia przy ognisku!"
    Znów wszczął się hałas: nikt nikogo nie rozumiał, przerzucano się myślami.
    "Uspokójcie się, do cholery! Cisza! CISZA!!" Krzyczał telepatycznie Kaktus. "Jeśli ktoś ma któryś z wymienionych przez Jokanę przedmiotów i chce go dać do wspólnej puli, niech przyniesie to jutro tutaj!"
    "A ci, co nie dadzą, zostaną pominięci w rozdzielniku dóbr i dostatków z wraku", pomyślał zgryźliwie Coreder.
    "Jak myślisz, zadziała?", Obuchowitz trącił łokciem stojącego obok O'Callana.
    "Nie wiem, Idril. Ale jeśli ten projekt nie wypali, to i tak czeka nas reszta życia przy ognisku."

*

    Strzała świsnęła w powietrzu, uderzyła w pień drzewa, odbiła się i pokoziołkowała gdzieś w krzaki. Obuchowitz zacisnął zęby i stłumił cisnące mu się do głowy soczyste przekleństwo.
    - Han, przecież mówiłem, naciągaj mocniej cięciwę! W ten sposób tylko marnujesz strzały!
    - Ale to takie trudne! - Zajęczał Chińczyk, pokazując okryte bąblami palce.
    - Moje też kiedyś tak wyglądały, przyzwyczaisz się. - Idril wziął łuczysko do ręki, przymierzył, spróbował naciągnąć.
    - Rany, z czegoś ty go wyciął? Zrób sobie nowy, ale mniejszy. Może popróbuj z włócznią... teraz ty, Mo.
     Kobieta ostrożnie, jakby z obawą naciągnęła cięciwę ze sztucznego jedwabiu. Strzała utkwiła w pniu niedaleko od stanowiącej cel szmaty. Han T'ai spuścił oczy: fakt, że został pokonany przez własną żonę musiał go zaboleć. Później strzelali Kalen i Flower. Obaj również trafili w pień, choć znacznie dalej od celu niż Mo. Kopanie grządek motykami szło im znacznie lepiej. Czarnoskóry Flower posykiwał i kulał; dokuczała mu wciąż noga, poszarpana przez tutejszą zwierzynę.
    - Cholera jasna! - pieklił się Kalen, korpulentny urzędnik, który zwiał na Hitalię po wykryciu dokonanych przez niego defraudacji. - Naprawdę nie możemy stać bliżej? Albo chociaż zawiesić czegoś większego?
    - Jeśli stąd uda ci się trafić w tak mały cel, dasz sobie radę także z większym. Wiesz, jak gruba jest szyja syczącego ptaka? A szczelina w pancerzu zielonego bawołu? Mniej więcej taka, jak ta chustka. Będziesz mógł je unieszkodliwić z bezpiecznej odległości.
    - Bezpiecznej odległości, powiadasz? Bzdura! Nim zdążę nałożyć kolejną strzałę, będę już dawno zadziobany lub stratowany! Najlepiej strzelać z myśliwskiego sztucera z lunetą.
    - A skąd go weźmiesz?
    - Z wraku - Oznajmił dumnie Kalen. - Jokana pokazał mi plany. Mówię ci, już niedługo będziemy polować ze strzelbami!
    - Ty naprawdę w to wierzysz, Ian? - Wargi Flowera wykrzywił ironiczny uśmieszek. Oparł się na łuku i ciągnął dalej - Widziałeś sam, co Idril i reszta chłopaków wyciągnęli z tej kapsuły, co wylądowała na bagnach. Ubrania dla karłów i wielkoludów, świecące prezerwatywy, zepsute latarki! Pamiętasz broń? Proce na stalowe kulki i noże wycinane z resora! Tylko jedna maczeta! A ty mówisz o sztucerach! Chyba dla dzieci!
    Wszyscy dookoła odebrali zamęt, jaki rozpętał się w głowie Kalena. Urzędnik został trafiony w słaby punkt. Doskonale wiedział, jaką broń znaleziono w kapsule; nie przeszkadzało mu to jednak w rozważaniu, jakie skarby mogą się kryć we wraku. Zresztą, nie on jeden tak myślał.
    - I cóż z tego - wykrztusił. - Przecież to była kapsuła awaryjna, pewnie wystrzelono ją ze statku tuż przed awaryjnym lądowaniem... Kaktus mówił, że to sprzęt przetrwania... taki na czarną godzinę... więc na statku pewnie jest normalna broń!
    - Oczywiście! - Co prawda na Hitalii nie można było odbierać uczuć, jednak w głosie Flowera wyraźnie brzmiała kpina - Ale niech wpierw Jokana zbierze wystarczającą ilość energii. Zajmie mu to jakieś sto lat...
    - Przepraszam, że się wtrącam, - T'ai złożył ręce w przepraszającym geście - ale Ian ma rację. Pracowałem kiedyś przy elektronice, również widziałem plany. To naprawdę może zadziałać.
    "O rany", pomyślał Obuchowitz, "oni naprawdę w to wierzą!" Czym prędzej zepchnął ową myśl w głąb mózgu. Nie chciał pozbawiać tych ludzi nadziei. Otwarcie ładowni było dla nich czymś w rodzaju przejścia do Ziemi Obiecanej, w życie pełne wszelkich dostatków, z solidnym dachem na głową. Życie skąpane w elektrycznym świetle i wypełnione szumem bieżącej wody, gdzie chory nie umrze z braku leków, a jedzenie można przechować w lodówce.
    - W porządku. - Powiedział. Czas uciekał, a on miał jeszcze dziś pomagać Corederowi w budowie domu. - Jeśli tam rzeczywiście znajdą się jakieś sztucery, będziemy znacznie do przodu. Póki co, musimy dawać sobie radę z tym co mamy, więc proponuję zakończyć tą dysputę i strzelić sobie po jednym. Han, skoro masz problemy z łukiem, może weźmiesz...
    - Dziękuję, chyba będę strzelał z procy.
    - Dobra. Flower, pamiętaj o uniesieniu ramienia, strzała nie leci zupełnie prosto!
    Tym razem poszło nieco lepiej: wszyscy trafili w pień. Idril odetchnął nieco - jeszcze kilka takich lekcji i jego podopieczni będą mniej lub bardziej dokładnie trafiać w to, co zechcą.
    - Starczy na dzisiaj. Mam coś jeszcze do zrobienia.
    "Zostaniesz z nami na obiedzie?", zapytała w myślach Mo. Stara zasada, przypomniał sobie Obuchowitz. Jeśli nie możesz nauczycielowi zapłacić, to go przynajmniej nakarm.
    "Jakże mógłbym odmówić?"

*
ciąg dalszy na następnej stronie...
HIsTorie

--- --- ---

Plik utworzony: 24-03-2000
Ostatnia modyfikacja: 13-02-2001
Copyright (c) 2000 Michał Studniarek