Stanislaw Witold CzarneckiKażdy człowiekNauczono go jak nie poddawać się emocjom, ale Ziemskie nauki zawodziły na plancie, gdzie ludzie doznawali ciągłej umysłowej komunii. Tutaj żaden człowiek nie pozwalał wepchnąć się w szablon, nie dawał się oglądać przez selektywny, narzucony wyborem obserwatora filtr. Bezpośrednia łączność myśli nie pozwalała zachować obojętności. Hideo widział to wyraźniej niż inni i starał się zwalczać. Ale plugawe myśli Takahashiego słyszał coraz częściej i coraz bliżej. Sutener, złodziej, oszust, dostawca ludzkiego towaru i morderca. Kręcił się wszędzie tam, gdzie czuł korzyść, czyhał na darmowego papierosa, większy połeć mięsa, na samotną kobietę... Pozornie włączał się do wspólnych prac, w istocie próbując zebrać stronników. Hideo coraz częściej miał kontakt z jego myślami. I wtedy zaczął mieć sny. Koszmary. Widział w nich swoją przyrodnią siostrę Sachiyo, taką, jaką zapamiętał z dzieciństwa: szczupłą, niewysoką, zawsze uśmiechniętą, z czarnymi prostymi włosami przyciętymi tuż poniżej uszu. Kiedy miał pięć, czy sześć lat, zabierała go czasem do rodzinnego dojo i ćwiczyli cztery podstawowe cięcia drewnianymi mieczami. Sachiyo, choć nie miała jeszcze dwudziestu lat, była uznawana za mistrzynię miecza. Sny tez zaczynały się od ćwiczeń. Stali pośrodku sali, przez otwarte okna wpadały promienie słońca, w skupieniu powtarzał ruchy siostry, czuł zmęczenie ramion, widział plamy potu na jej czarnym kimonie. Wiedział, że niedługo skończą, pójdą do kuchni i dostaną od matki ryżowych ciasteczek i herbaty. Lecz nagle coś się psuło, światło słoneczne znikało, a ściany dojo stawały w ogniu. Musieli uciekać. Biegli przez dym, trzymając się za ręce, a zewsząd rozlegały się złe szepty i obcy tupot ciężkich butów. Im szybciej biegli, tym odgłosy pogoni stawały się bliższe, aż czyjeś dłonie odrywały go od siostry i przyciskały do ziemi, nie dając szansy na obronę. Słyszał przeraźliwy krzyk Sachiyo. Sześcioletni Hideo wiedział tylko, że dzieje się coś złego, ale śniący, dorosły Hideo, wiedział doskonale co i jego świadomość targała obezwładnionym dziecięcym ciałem. Trzymający go mężczyzna zaciskał chwyt, pochylał się nad chłopcem i wtedy Hideo rozpoznawał jego twarz - to był Takahashi. Jeszcze w kilka chwil po przebudzeniu Hideo miał wrażenie, że słyszy rozdzierający krzyk swojej siostry. Tak bardzo nie cierpiał nawet wtedy, kiedy mając osiem lat, dowiedział się o jej śmierci. Najgorsze było uczucie absolutnej bezradności, jakiego ninja nigdy nie doświadczył w realnym życiu. Po każdym takim śnie Hideo długo nie potrafił odnaleźć swojego spokoju, o którym myślał do tej pory, że jest nierozerwalnie związany z każdą sekundą jego życia. Zgłaszał się wtedy na patrol poza kolejnością, albo szedł samotnie w las, gdzie konieczność czuwania i nieustanne zagrożenie życia, rozpuszczały jego niepokój lepiej niż alkohol, który zwykli ludzie pijają w podobnych stanach ducha. Niezmiennie przyłapywał sam siebie na tym, że bezcelowe wycieczki zamieniały się w poszukiwanie echa myśli Takahashiego. Powód był zrozumiały. Zwykły człowiek, niechby i uzbrojony... tak naprawdę bezradny jak dziecko. Można by to tak zrobić, żeby nikt nie wiedział. Rozdeptany skorpion zniknąłby raz na zawsze. Tylko, że Hideo nie umiał zabijać dla samego siebie. A potem nadszedł ten dzień, kiedy po przebudzeniu, krzyk w głowie Hideo nie umilkł. Myśli bezbronnej, dręczonej istoty były nie do zniesienia dla każdego kto je odebrał. Stokroć bardziej niż pieśń śmierci Rodrigueza, który umierał walcząc. A Takahashi, przecież był najbliżej, słyszał najlepiej, najmocniej... Mimo to nie przestał... Na co liczył? Że nikt się nie dowie? Że wszyscy zapomną? Słyszeli i nie zapomnieli. Ruszyli jego śladem. "Złapać i osądzić" myśleli ludzie z obławy prowadzonej przez Kaktusa. "Zabić" myślał Linus Ilquad biegnąc przez las z panduktorem nastawionym na maksimum i bezgłośnie nucąc stare przeboje. A Hideo sam nie wiedział czego chce. Ale nie mógł, po prostu nie mógł nic nie zrobić. Nie rozumiał swojego stanu. Nie potrafił nawet nazwać uczucia które wyłamało kraty samodyscypliny. Nigdy jeszcze nie czuł się winny. Kiedy Travis zgwałcił Natalię, przyczyna koszmarów dręczących ninję stała się oczywista. Na planecie zamieniającej ludzi w telepatów, prorocze sny i przeczucia stały się faktem. W nieświadomości snu wszyscy zanurzali się we wspólnej mgle marzeń, pragnień, instynktów. Pozbawieni hamulców jaźni, bardziej otwarci i czulsi, mogli wymieniać się najtajniejszymi sekretami. Sny niosły wiadomość o sympatiach, antypatiach, zamiarach. Uprzedzały. Podświadomość Hideo biła na alarm, a on nie zrozumiał. Nie zapobiegł. Nic nie zrobił. Co go to właściwie obchodziło? Jego, zabójcę, wojownika nocy, niedosiężnego rekina pływającego w ludzkim morzu. Wtedy, kiedy siedział na skraju polany, oparty plecami o pień martwego drzewa i łowił oczami migającą między pniami postać nadchodzącego Takahashiego, sam jeszcze tego nie rozumiał. Ale to, że był właśnie tam, na trasie ucieczki gwałciciela, nie dziwiło go wcale. Tak być musiało. Prawo karmy jest nieubłagane. - No proszę, cóż za spotkanie. Czyżbym przerwał słodką drzemkę szanownemu Hosoda san? Najmocniej proszę o wybaczenie. - mieszaniec skłonił się nisko. Ton głosu i wyraz twarzy gdy się wyprostował przeczyły uprzejmości słów i gestów. "Drwina to zły sposób na ukrycie kompleksów" pomyślał zupełnie jawnie Hideo. Twarz Takahashiego zadrgała wściekłością. Szpilka trafiła celnie i weszła głęboko. - Koleś mądrala? Tym lepiej, mniej czasu stracę - zaszczekał ulicznym slangiem, lepiej pasującym do jego farbowanych na rudo włosów, złota kiepskiej próby, którym był obwieszony i zbyt obszernego garnituru, zapewne wygrzebanego w bagażu zamożnego pasażera. Buty też miał kradzione - były o wiele za duże, noski komicznie wyginały się do góry. - Tak się składa koleś, ze muszę chwilowo spadać w góry, a mój garnitur, chociaż klasa, kiepsko się sprawdza w długie, zimne noce. Łapiesz? - Mam panu oddać swoje ubranie? - Hideo zrobił co mógł, aby jego zdziwienie i przestrach wypadły naturalnie. - Rzeczywiście jesteś mądrala! - Takahashi zaświszczał z drwiącym podziwem. - Tak, jest, wyskakuj z dresu i glanów, ten scyzoryk też mi się przyda... i bransoleta też, jak znam was, nippońskich braci, masz w niej zegarek, kompas, zestaw mini-narzędzi, ekspres do kawy i przenośne kino porno. - Jak się bawić to na całego. Echa pogoni były daleko, mieszaniec mógł sobie pozwolić na chwilę rozrywki. To, że zostawi dumnego samuraja gołego, w środku lasu, sprawiało mu jawną radość i satysfakcję. Gdyby choć na chwilę przestał zajmować się genami, może pomyślałby, że tylko wariat spałby sam, w lesie, na gołej ziemi i bez ognia. Ale nie pomyślał. W jego głowie przelewało się szambo plugawych wyzwisk. Prowokował, aż do bólu pragnął, żeby ten kurduplowaty księgowy się postawił, dał pretekst do pochlastania jego czystej rasowo, samurajskiej mordy. "Spoko, możesz się nie stawiać i tak cię potnę, nawet lepiej, jak będziesz goły, nie zapaskudzisz łachów." - Nie. - ceremonialnym, ruchem Hideo dobył miecza i przyjął wystudiowaną pozę, stanowiącą skrzyżowanie techniki kendo ze strachem i desperacją. Takahashi radośnie błysnął zębami. Gest dłoni otwierającej brzytwę, skręcenie tułowia, pozornie bezładna praca nóg, mówiły o jego pochodzeniu i życiorysie tyle samo, a może nawet więcej niż czytelne dla wszystkich myśli- jeśli tylko ktoś umiał patrzeć i widzieć. Sutener nie walczy z przeciwnikiem. Sutener pastwi się nad ofiarą. Jest mistrzem brzytwy, ale wyciąga ją z kieszeni gdy nie musi się liczyć z oporem. Ukarać "nieposłuszną" panienkę, "przekonać" zawianego klienta, że za mało zapłacił, lub strzelić komuś w plecy- to potrafi. Dupowaty księgowy z krótkim mieczem, to w sam raz tyle, żeby nie nadstawiając karku podkarmić własne ego. Instynkt ulicznika nie zauważył podstępu, lub jego głos utonął we wrzasku wściekłości. Hideo po prostu stał, odsłonięty, jawnie nieporadny, z drżącymi kolanami i łokciami, by w ułamku sekundy przejść do kontry. Świst wakizashi i monokrystalicznej brzytwy przecinającej powietrze nieomal zlały się w jedno. Takahashi nie zdążył nawet zauważyć, że coś poszło nie tak. Jego ostatnia świadoma myśl wyrażała tylko krystalicznie czystą, dziką radość niszczenia. Hideo stał za jego plecami i patrzył, jak krwawa kreska na karku mieszańca zamienia się w szeroką szczelinę. Gejzery krwi tryskały z przeciętych tętnic. Wtedy nadeszło pierwsze uderzenie. Polana, odgłosy lasu, znajomy dotyk rękojeści miecza- wszystko rozmazało się i zniknęło, jak płomień świecy zdmuchnięty przez wiatr. Ból wygiął ciało Hideo w obłędny łuk, rzucił go na kolana, jego palce wbiły się w ziemie i zacisnęły, aż spod paznokci trysnęła krew. Czerwień którą widział pod zamkniętymi powiekami była gorąca jak rozpalone żelazo. "Umieram" pomyślał, a potem z purpurowej ściany ognia wypłynęły obrazy, zapachy, dźwięki,... Wrażenia wszystkich zmysłów, napływały z przestrzeni, przenikały się nawzajem i odpływały blaknąc, rozmywając się w tle. Umysł Hideo był teraz jak niemożliwe skrzyżowanie miliona fantomatycznych projektorów. Coraz szybciej i coraz więcej... Szybciej i więcej! Szybciej i więcej!!! Najgłębsza cześć duszy Hideo zawyła z przerażenia. Nie było ucieczki, musiał poznać każdy, najdrobniejszy nawet szczegół. Musiał być tysiącem ludzi równocześnie. Aż zobaczył w nich wszystkich ten sam, powtarzający się obraz. (1) Frank Herbert "Mesjasz Diuny", tłm. Maria Grabska powrót (2) shikan-taza jest praktyką, w trakcie której umysł jest intensywnie zajęty samym siedzeniem powrót (3) Stephen K. Hayes "Ninja. Art of Stealth" powrót (4) koan - w zen koanem jest sformułowanie wskazujące na ostateczną prawdę, a wyrażone w sposób, który wprawa ucznia w zakłopotanie. Koan nie mogą być rozwiązane na drodze logicznego rozumowania, lecz jedynie dzięki pobudzeniu głębszego poziomu umysłu, poza dyskursywnym intelektem powrót (5) satori - oświecenie, to jest samourzeczywistnienie, otwarcie oka Umysłu, przebudzenie ku swej Prawdziwej Naturze, a zatem i ku naturze wszelkiego istnienia powrót (6) rosi - (jap.: dosł. czcigodny, duchowy nauczyciel) zgodnie z tradycją praktyka zen odbywa się pod kierunkiem rosiego, którym może być zarówno człowiek świecki (mężczyzna czy kobieta), jak i mnich lub kapłan powrót Wszystkie terminy podane w oparciu o: Philip Kapleau "Trzy filary Zen", tłum. Jacek Dobrowolski |
Plik utworzony: 22-01-2001 Ostatnia modyfikacja: 22-01-2001 Copyright (c) 2000 Stanisław Witold Czarnecki |